Optymiści zakładają, że upoważnione jest oczekiwanie, że analogia obecnego zachowania cen do tego, co działo się na początku 2009 roku, będzie postępować. Innymi słowy ceny po małej korekcie pójdą w górę. Pesymiści podkreślają, że tę analogię wszyscy widzą, a w związku z tym rynek raczej nie pójdzie tak, jak tego oczekuje większość. Do tego rynek wykonał ostatnio spory wzrost cen i wypada, by przynajmniej ten wzrost skorygował. Bardziej skrajni pesymiści mówią o dojściu do okolic oporu i zakończeniu wzrostu w ogóle.

Moim zdaniem w obecnej sytuacji optowanie twardo przy którejś z tych opcji jest nieuzasadnione. Przebieg wczorajszych notowań żadnej nie wyklucza, a właśnie na wykluczeniach opieramy swoje opinie o rynku. Optymiści mieliby rację, gdyby ceny pokonały poziom 2330 pkt i ruszyły w górę. Tymczasem wzrost zatrzymał się poniżej tego poziomu, a po południu ceny spadały. Spadały jednak za mało, by wystarczyło na przyznanie racji pesymistom (nawet tym umiarkowanym). Warunkiem wypadnięcia przebiegu cen ze ścieżki nakreślonej na początku 2009 roku jest pojawienie się głębszej korekty, a taka sytuacja byłaby sygnalizowana przez spadek cen poniżej wtorkowego minimum. Nic takiego nie miało miejsca. Osłabienie popołudniowe było za mało spektakularne.

Do tego ten obrót. Poziom aktywność był niski zarówno w czasie wzrostu cen, jak i później, w czasie spadków. W związku z tym nawet tu trudno stwierdzić, która wczorajsza zmiana była bardziej wiarygodna.

Ostatecznie trzeba uznać, że wczorajsze notowania nie miały większego znaczenia, a my nadal będziemy oczekiwać, co na nasz układ scenariuszy odpowie sam rynek. Pokonanie oporu podtrzyma możliwość kierowania się analogią, a przełamanie wsparcia naruszy zasadność tej analogii, choć samej możliwości wzrostu cen jeszcze nie wykluczy, gdyż taki większy spadek równie dobrze mógłby być ruchem powrotnym do wcześniej przełamanej linii trendu spadkowego. W sumie to wygodna sytuacja.