W przypadku polskiego rynku niska aktywność i niewielkie wahania cen były zrozumiałe. Sesja miała miejsce w trakcie długiego weekendu i choćby z tego powodu nie należało oczekiwać, że będzie to dzień wyjątkowych wydarzeń. No i nim nie był. Notowania rozpoczęły się nieznacznie pod poziomem piątkowego zamknięcia i do końca dnia nie udawało się powrócić do notowań sprzed weekendu. Maksimum sesji wyznaczone zostało na poziomie 2412 pkt, czyli 7?pkt pod poziomem zakończenia notowań z piątku. W trakcie sesji doszło do spadku wyceny kontraktów do poziomu 2386 pkt, ale nikt się tym specjalnie nie przejął. Podstawowym powodem była wspomniana niska aktywność, która skutecznie zmniejszała znaczenie każdej zmiany cen. Innym powodem był fakt, że i na rynkach zachodnich nie było widać specjalnej ochoty do wykonywania spektakularnych ruchów. Notowania przebiegały w sennej atmosferze. To sprawiało, że żaden?ruch nie mógł być uznany za ważny.

W związku z tym, skoro poniedziałkowe notowania nie były aż tak ważne, pozostaje przyjąć, że rynek cały czas znajduje się w krótkoterminowym trendzie wzrostowym. Przynajmniej na chwilę zakończenia sesji w poniedziałek. Wtorkowe wahania na rynkach światowych mogą być czynnikiem, który wpłynie na tę ocenę, choć nie sądzę, by ten wpływ był na tyle znaczący, by diametralnie zmienić obraz rynku. Ten jest umiarkowanie pozytywny. Z jednej strony mamy do czynienia z krótkoterminowym trendem wzrostowym. Rynek w ubiegłym tygodniu zbliżył się do poziomu oporu, ale tego poziomu nie pokonał. Być może będzie próbował teraz, ale jest także możliwe, że kolejna próba zmierzenia się ze szczytem na 2450 pkt pojawi się dopiero po tym, jak rynek wykreśli wyczekiwaną większą korektę. Wprawdzie to, że jest ona wyczekiwana umniejsza nieco możliwości jej pojawienia się, ale inne okoliczności jej sprzyjają. Zresztą nie wszyscy jej oczekują. Czy pierwszy będzie atak na opór czy korekta? Na to pytanie pomoże nam odpowiedzieć poziom 2330 pkt, którego pokonanie będzie wskazywać na korektę.