Zmiany wycen były równoległe do zmian na cały finansowym świecie. W trakcie dnia nastroje się przez jakiś czas poprawiały, ale w przypadku indeksu WIG20 nie miało to przełożenia na wyjście nad poziom piątkowego zamknięcia. Niewielka zmienność i niewielka aktywność sugerowały, że nie ma na rynku sił, które miałyby chęć szarpnąć cenami. To było znamienne, bo ten marazm miał miejsce nieznacznie nad dołkiem z ubiegłego poniedziałku. Ten dołek był poziomem wsparcia i poziomem sygnalnym dla ewentualnej zmiany nastawienia z pozytywnego na neutralne. Już raz próbę takiej zmiany rynek przetrzymał. Powtórna mogła okazać się skuteczna. Zresztą bierność popytu i brak wysiłków mających na celu oddalenie cen od newralgicznego poziomu to jak proszenie się o kłopoty. Bykom się nie chciało, to w końcu ruszyła się podaż.

Skutkiem aktywności podaży w końcowej fazie sesji jest zmiana nastawienia z pozytywnego na neutralne. Teraz w średnim terminie nie ma mowy o jednolitym trendzie. Przyglądamy się wydarzeniom. Powrót do trendu wzrostowego w tej chwili byłby możliwy, gdyby ceny wyszły nad poziom lokalnego szczytu z ostatniej środy. Dzisiejsza akcja podaży i zwiększona w jej czasie aktywność sugerują, że popyt nie będzie miał łatwego życia. Realizuje się scenariusz, który w głowach mieli sprzedający w okolicy 2400 pkt. Nadal przypuszczam, że potencjał dla tego ruchu jest ograniczony właśnie ze względu na to oczekiwanie. Niemniej sygnał jest sygnałem i nie wolno go ignorować. Mogę się przecież mylić, a trend wzrostowy może szybko nie powrócić.