Przebieg dzisiejszych notowań jest dla mnie nieco tajemniczy. Nie, żeby coś mniej martwiło. Notowania są jakie są i tu nie ma dyskusji. Rynek zachowuje się po swojemu. Zastanawia mniej jednak uporczywa znieczulica naszych cen na to, co dzieje się choćby w Niemczech. Rzadko się zdarza, by wyceny polskich akcji z taką obojętnością przyjmowały fakt wzrostu wartości DAXa. W tym wypadku jest to jeszcze bardziej wymowne, bo rzeczony DAX notuje rekordy wielomiesięcznego trendu wzrostowego i niweluje odległość aktualnego jego poziomu do poziomu szczytu, sprzed załamania letniego. Dysproporcja jest znamienna. Tam spadek w znacznej części został odrobiony, a my nadal nie pokonaliśmy szczytu odbicia z końca sierpnia.

Bierność popytu w takich okolicznościach doprowadziła do tego, że nadal nie mamy sygnału końca korekty spadkowej. Teoretycznie rynek może ją kontynuować. Wprawdzie mamy za sobą sygnał wyjścia z kilkudniowej konsolidacji, jaki pojawił się wczoraj, ale to jest zbyt mało. By ponownie myśleć o rynku w kontekście możliwości wzrostów, musi zostać pokonany szczyt z 29 lutego, a więc równocześnie pokonana linia trendu spadkowego oparta o lokalne górki. Jeśli nie dochodzi do takiego ataku wtedy, gdy DAX bije rekordy, to w takim razie, kiedy ma dojść? Czy w sytuacji osłabienia na rynku niemieckim również nie będziemy reagować, czy też podaż nie pozwoli sobie na podobną bierność? To są pytanie, na które nie mam teraz odpowiedzi. Można spekulować na temat powodów tej naszej relatywnej słabości notowań. Fakty są jednak takie, że nadal nie mam sygnału kupna, a zatem pozostajemy przy nastawieniu neutralnym. Sygnał jest blisko, co widać po zmianach indeksu, który na koniec dnia naruszył szczyt z końca lutego. Kontrakty jeszcze nie, choć tylko na serii marcowej. Seria czerwcowa zakończyła notowania (2363) nad swoim oporem (2355) i jeśli jutrzejsze notowania wyjdą nad dzisiejsze zakończenie będzie można mówić o zmianie nastawienia.