Notowania w USA zakończyły się spadkiem wartości tamtejszych indeksów, ale w trakcie dnia było gorzej. Indeks przemysłowy Dow Jones stracił wczoraj 0,75 proc., a indeks S&P500 spadł o 0,67 proc. Nasdaq skurczył się najmniej, bo o 0,39 proc. To piąta sesja wyraźnego spadku cen z ostatnich sześciu. Czy warto panikować? Nie warto. Zmiany faktycznie są niewielkie. Nawet tych kilka sesji w sumie daje ledwie kilka procent przeceny. W przypadku rynku amerykańskich akcji obawy nie powinny być zbyt duże. Co innego indeksy w Europie, które ostatnio dostają po głowie. Nadal mam wątpliwości, czy faktycznie motorem zmian są, jak chcą serwisy informacyjne, zmiany nastrojów względem problemu greckiego oraz hiszpańskiego. Raz mówi się o obawach, a raz o ich redukcji. W sytuacji, gdy niewiele innych poważnych informacji napływa, takie postrzeganie rzeczywistości wydaje się prostsze. Miło jest znać powody zmian na rynku. Pytanie, czy te, którymi karmieni jesteśmy w ostatnim czasie, są powodami prawdziwymi. Inna sprawa, czy naprawdę warto roztrząsać powody zmian indeksów, gdy wynoszą one mniej niż 1 proc.? Każdy musi sobie na to odpowiedzieć sam.
Po sesji swoje wyniki opublikował Cisco. Spółka w wyniku tego raportu straciła na wartości ponad 8 proc. Nastroje na rynku w USA przez pewien czas się pogorszyły. Przyczyną tego pogorszenia nie były wyniki za poprzedni kwartał, ale oczekiwania wobec IV kw. fiskalnego spółki. Spodziewa się ona wzrostu przychodów w tempie 2-5 proc. i wyniku na poziomie 44-46c na akcję. Tymczasem dotychczasowe prognozy analityków wskazywały na wzrost przychodów o 7 proc. i wynik na poziomie 49c.
Teraz ciekawsze będzie rozstrzyganie, co naprawdę wydarzyło się wczoraj na naszym rynku w końcówce sesji. Czy to pojawienie się kupujących będzie miało jakieś następstwa, czy też była to tylko chwilowe zainteresowanie zakupami, dla których natchnieniem była poprawa notowań we Frankfurcie tuż przed naszym zamknięciem? Poziom dla rozpoczęcia fali wzrostów jest korzystny, ale nie sprawia to, że taka fala się pojawi. Do tego potrzebni są chętni do zakupów. Ci pierwsi, którzy pociągnęliby pozostałych. Problem w tym, że na razie nawet tych pierwszych nie widać. Nie ma się co dziwić. Skoro rynki światowe słabną, to nasz nie będzie wyjątkiem. Pozostaje więc obserwacja zmian cen oraz oczekiwanie na to, co pokaże popyt. Jeśli nic nie pokaże nastawienie negatywne, które obowiązuje od jakiegoś czasu tylko zyska potwierdzenie. Jego zmiana w dniu dzisiejszym jest mało prawdopodobna. Musiałby dojść do pokonania poziomu szczytu z 2 maja, a to wymagałoby znaczącego wzrostu cen względem wczorajszego zamknięcia. Nie zanosi się, a bykom będzie miło, jeśli tylko uda się zakończyć dzień na plusie.