Duży błąd

Polska gospodarka praktycznie stanęła w miejscu?w III kwartale, o czym świadczy wiele informacji. Dane o wzroście produkcji przemysłowej są marne, aktywność budownictwa jest na minusie, a sprzedaż detaliczna i hurtowa słabną.

Aktualizacja: 15.02.2017 00:11 Publikacja: 09.10.2012 06:00

Maciej Krzak, Uczelnia Łazarskiego i CASE

Maciej Krzak, Uczelnia Łazarskiego i CASE

Foto: Fotorzepa, Radek Pasterski RP Radek Pasterski

Rośnie bezrobocie w okresie, kiedy powinno sezonowo spadać. Z danych o dynamice PKB za II  kwartał wynika, że popyt krajowy wpadł już w recesję. Spada wartość kredytów konsumpcyjnych i słabnie dynamika kredytu dla przedsiębiorstw. Z powodu hamowania sypie się prognoza dochodów z podatku VAT i minister finansów koryguje prognozę deficytu sektora finansów publicznych w 2012 r. do 3,5 proc. PKB.

Zresztą, mniej istotne są dane o tym, co było niż indeksy koniunktury czy zaufania konsumentów. A te są wręcz fatalne. Wystarczy przeczytać wstęp do ostatniego raportu GUS nt. koniunktury. Pozwolę sobie przytoczyć parę cytatów: „Ogólny klimat koniunktury w przetwórstwie przemysłowym we wrześniu oceniany jest negatywnie, gorzej niż przed miesiącem oraz w analogicznym miesiącu ostatnich dziesięciu lat [...] Ogólny klimat koniunktury w budownictwie we wrześniu oceniany jest negatywnie, bardziej pesymistycznie niż w sierpniu oraz w analogicznym miesiącu ostatnich dwunastu lat. [...] We wrześniu ogólny klimat koniunktury w handlu detalicznym oceniany jest nadal negatywnie, gorzej niż w sierpniu i w analogicznym miesiącu poprzednich siedmiu lat".

Spotęgować nastrój grozy? Proszę bardzo – indeks PMI dla przemysłu przetwórczego spadł do najniższego poziomu od połowy 2009 r., a wtedy – przypominam – Polska gospodarka była właściwie w recesji, bo popyt krajowy spadał, a wzrost gospodarczy był dodatni wyłącznie dlatego, że eksport obniżał się wolniej niż import i wkład eksportu netto był dodatni. Niekorzystne nastoje konsumentów pogłębiły się we wrześniu. Bo i jak mają się one polepszyć, kiedy rośnie bezrobocie, siła nabywcza płac realnych nie zwiększa się z powodu niskich podwyżek płac, a dostęp do kredytu jest utrudniony?

„Cykanie" obniżek po ćwiartce punktu procentowego co miesiąc przy takiej skali spowolnienia gospodarki niewiele da

Dziwnym trafem nasza RPP zabrała się za podwyżki stóp procentowych nie wtedy, kiedy gospodarka była w dobrym stanie i aktywność gospodarcza przyspieszała, ale w okresie, kiedy było już widać oznaki spowolnienia. Od kwietnia, kiedy NBP jako jedyny bank centralny w Europie w tym roku podwyższył stopy procentowe, sytuacja uległa dramatycznemu pogorszeniu. RPP nie żyje w wirtualnym świecie, gdyż z komunikatu po posiedzeniu można wyczytać, że dostrzega wszystkie aspekty procesu hamowania w gospodarce. Czekanie z obniżkami stóp procentowych aż wyklaruje się, czy proces dezinflacji jest trwały, kiedy gospodarka popada w recesję, trudno uznać za celny argument, kiedy spojrzenie na wykresy dynamiki różnych indeksów inflacji wystarczy, aby dostrzec tendencję spadkową od początku roku (zob. np. wykres na str. 16 „Informacji sytuacji społeczno-gospodarczej w sierpniu" GUS). Oczywiście RPP ma prawo powołać się na swój mandat i argumentować, że stopa inflacji CPI znajduje się znacznie powyżej celu inflacyjnego (2,5 proc. r./r.), więc czeka. Tylko że ta stopa znajduje się tam z przyczyn mało zależnych od polityki monetarnej, z czego RPP doskonale zdaje sobie sprawę – wzrostu cen surowców, w tym energii, podwyżek cen żywności i wcześniejszego osłabienia złotego.

Teoretycznie, polityka pieniężna ma wpływ na kurs walutowy, bo reaguje on na różnice stóp procentowych między krajami, ale skorygowane o premię za ryzyko. To jej wahania w takt przypływów i odpływów kryzysu zadłużenia w strefie euro przekładają się na wahania złotego, ogromna zaś różnica stóp procentowych między NBP a EBC, Fed i Bankiem Anglii nie ma prawie znaczenia, więc RPP nie ma co liczyć, że odkładanie obniżek doprowadzi do aprecjacji złotego i przyhamuje inflację. I wątpię, aby na to liczyła. Więc o co chodzi?

Mam wrażenie, że chodzi o prestiż, czyli wykazanie się, że wreszcie osiągnięto cel inflacyjny; stopa inflacji jest powyżej 2,5 proc. r./r. od października 2010 r., więc frustracja RPP jest zrozumiała. Z wypowiedzi członków RPP można wywnioskować, że jest ona podzielona. Dostrzegając szansę wcześniejszego powrotu inflacji do przedziału dopuszczalnych wahań niż przewidywania z lipcowego „Raportu o inflacji", część Rady postanowiła z tej gratki skorzystać, a to ona przeważyła w głosowaniu na ostatnim posiedzeniu. „Podkładką" dla ewentualnej rundy poluzowania polityki pieniężnej ma być listopadowa projekcja inflacji. Szkopuł jest jednak w tym, że „cykanie" obniżek po ćwiartce punktu procentowego co miesiąc przy takiej skali spowolnienia gospodarki niewiele da. Już teraz potrzebny był wyraźny sygnał, że bank centralny będzie wspierał koniunkturę, bo spodziewane dalsze osłabienie presji inflacyjnej na to pozwala. Bo skąd niby ma się brać inflacja, skoro sama Rada pisze kolejny raz, że „napływające dane sygnalizują osłabienie koniunktury w gospodarce światowej"? A czy u nas jest inaczej?

Komentarze
W poszukiwaniu bezpieczeństwa
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Komentarze
Polski dług znów na zielono
Komentarze
Droższy pieniądz Trumpa?
Komentarze
Koniec darmowych obiadów
Materiał Promocyjny
Cyfrowe narzędzia to podstawa działań przedsiębiorstwa, które chce być konkurencyjne
Komentarze
Polityka ważniejsza
Komentarze
Bitcoin znów bije rekordy. Kryptowaluty na łasce wyborów w USA?