Emilia – patronka przegranej sprawy

Słów kilka o zatrważająco niskim poziomie przejrzystości życia gospodarczego w Polsce

Aktualizacja: 14.02.2017 23:23 Publikacja: 18.10.2012 06:00

Mirosław Kachniewski, prezes zarządu, Stowarzyszenie Emitentów Giełdowych

Mirosław Kachniewski, prezes zarządu, Stowarzyszenie Emitentów Giełdowych

Foto: Archiwum

Zamieszanie związane ze sprzedażą spółki Meble Emilia po raz kolejny ukazało bardzo niski poziom przejrzystości życia gospodarczego w Polsce, kontrastujący z najwyższym w UE poziomem przejrzystości informacyjnej spółek giełdowych. Działania takie powodują, że – pomimo świetnie uregulowanego rynku kapitałowego

– bywamy postrzegani jako kraj o niskich standardach, gdzie należy żądać odpowiednio wysokiej premii za ryzyko, a i samemu można sobie pozwolić na zagrania „po bandzie".

Nocny wpis do ewidencji zabytków kluczowej nieruchomości spółki Meble Emilia, bez przekazania zainteresowanym stosownych informacji, wystawia złe świadectwo procedurom funkcjonowania właściwych organów administracji i powinien być przyczynkiem do szerszej analizy tego problemu. W polskiej rzeczywistości mamy bowiem dużo różnego rodzaju decyzji, które mogą w istotny sposób wpłynąć na „cenę lub wartość" wielu aktywów. Skoro od „Emilki" zacząłem, to będę kontynuować wątek związany z nieruchomościami. Można by było wprawdzie temat ten potraktować szerzej, ale nie ma na to dość miejsca, więc przemyślenia odnośnie do innych obszarów?pozostawiam fantazji czytelników.

Jak wszystkim wiadomo, wiele decyzji podejmowanych przez organy administracji może mieć kluczowy wpływ na wycenę nieruchomości – kwalifikacja działki jako rolnej lub budowlanej (kilka lat temu afera dotycząca odrolnienia działek przewróciła nawet rząd), plan zagospodarowania przestrzennego, zezwolenie na budowę czy wreszcie niejasny status „zabytkowości" obiektu, nie wspominając już nawet o kierunkach rozwoju infrastruktury drogowej lub transportu publicznego. Pojawia się pytanie, jakie są stosowane procedury odnośnie do podejmowania decyzji, zarządzania tą swego rodzaju „informacją poufną", identyfikacji, kiedy staje się ona „pewna" i „precyzyjna", upubliczniania informacji czy tworzenia list „insiderów".

Lektura prasy codziennej pozwala odnieść wrażenie, że procedur takich po prostu nie ma. Czy wiemy, kto, w jakim terminie, na podstawie jakich kryteriów podejmie decyzję i jaką za nią poniesie odpowiedzialność? Jaki jest obieg informacji związanych z podejmowaniem takich decyzji? Kto ma do nich dostęp, od kiedy i czy związane są z tym jakieś ograniczenia inwestycyjne? W jakim trybie i przez kogo informacje te przekazywane są do wiadomości publicznej? Obawiam się, że nie wiemy, a przykład „Emilki" w pełni to potwierdza.

Tak się składa, że Emilia Meble nie jest spółką giełdową. A gdyby była? Skąd wówczas miałaby pozyskać taką informację? Jak wówczas byłaby określona „niezwłoczność" przekazania informacji inwestorom? Czy spółka notowana zobowiązana jest do śledzenia wszelkich portali internetowych organów mogących wpłynąć na wycenę jej aktywów? Słynna reforma lat 80. mająca wprowadzić rynkowe zachowania przedsiębiorstw w nierynkowym otoczeniu się nie powiodła – podobnie funkcjonowanie przejrzystych informacyjnie spółek giełdowych w całkowicie nieprzejrzystym otoczeniu gospodarczym jest prawie niemożliwe. Jak administracja może wymagać od innych informacji, skoro sama nie jest w stanie właściwie informacją zarządzać?

Brak przejrzystości obrotu gospodarczego jest po prostu kryminogenny, bo nie od dziś wiemy, że okazja czyni złodzieja. Jeśli jest dostęp do informacji, to przy jednoczesnym braku procedur, często nawet braku wiedzy odnośnie do naganności danego zachowania, musi to rodzić patologie. Bo niby dlaczego nie kupić działki w okolicy, która za chwilę – wskutek decyzji administracyjnej – stanie się bardzo atrakcyjna? A skoro termin i kryteria podjęcia decyzji nie są jasno określone, to może sprowokować zainteresowaną stronę do podjęcia nadzwyczajnych działań w celu przyspieszenia lub zmiany decyzji? Ludzie są tylko ludźmi i mają swoje ludzkie słabości. Długo trwa debata o granice działań CBA – czy może kreować sytuacje korupcyjne, czy tylko je ścigać. A przecież administracja państwowa – wskutek braku stosownych procedur – sama kreuje sytuacje korupcyjne w dużo większym stopniu niż CBA w czasach największego „rozkwitu".

Zdaję sobie sprawę, że ten felieton nie zbawi świata i że – podobnie jak Emilia Plater – walczę o sprawę przegraną, ale trudno nie zabrać głosu w takich okolicznościach. Mimo wszystko mam jednak naiwną nadzieję, że uda się wprowadzić czytelne i przejrzyste procedury, które z jednej strony ułatwią podejmowanie i komunikowanie decyzji administracyjnych, a z drugiej – ułatwią życie podatnikom. Wprawdzie nie jest to sprawa na tyle nośna, aby znalazła się w pierwszym, drugim czy trzecim expose, ale może do czwartego się „załapie". A efektem ubocznym będzie zmniejszenie przepaści w przejrzystości informacyjnej, jaką dziś możemy obserwować pomiędzy notowanymi spółkami a szarą rzeczywistością oraz obniżenie premii za ryzyko i postrzeganie Polski jako kraju o wysokich standardach.

Przypadek Emilii

- Co by było, gdyby podobna historia przydarzyła się spółce giełdowej

Okoliczności zewnętrzne:

Dzień 0, godz. 23.40

– wpis kluczowej nieruchomości do ewidencji zabytków.

Dzień 1, ok. godz. 14.00

– publikacja ww. informacji na stronie internetowej instytucji państwowej.

Dzień 1, przed godz. 14.00

–  wzmożony obrót na akcjach spółki, kurs spada.

Dzień 1, po godz. 14.00

– jeszcze bardziej wzmożony obrót, kurs leci w dół.

Działania spółki:

Dzień 1

– osoby z działu relacji inwestorskich spółki starają się ustalić przyczyny spadku kursu akcji, kontaktują się z zarządem, który jest w trakcie poważnych negocjacji, ale rozmowy nie doprowadziły jeszcze do żadnych ustaleń. Plotki na forach internetowych o wpisie nieruchomości do ewidencji zabytków ignorują, gdyż sprawa ta była wcześniej gruntownie analizowana.?Dochodzą do wniosku, że przyczyną zleceń sprzedaży jest próba manipulacji lub wywarcia presji w ramach prowadzonych negocjacji.

Dzień 1 po sesji

– spółka publikuje raport bieżący 1, że spółce nie są znane żadne powody, dla których kurs akcji spada.

Dzień 2

– przedstawiciele spółki docierają do informacji opublikowanej na stronie internetowej instytucji państwowej, przecierają ze zdumienia oczy i starają się wyjaśnić stan faktyczny. Wygląda na to, że informacja w Internecie nie jest oczywistą pomyłką pisarską, więc spółka wnioskuje do GPW o zawieszenie notowań do wyjaśnienia sprawy.

Dzień 3

– spółka weryfikuje informację o wpisie do ewidencji i niezwłocznie publikuje raport bieżący 2 informujący o wpisaniu nieruchomości do ewidencji zabytków; wznowienie notowań.

Działania giełdy:

Dzień 2

– analiza sprawy i podjęcie decyzji o zawieszeniu notowań.

Dzień 3

– podjęcie decyzji o wznowieniu notowań.

Działania nadzoru:

Dzień 2

– analiza niestandardowego zachowania kursu akcji w dniu 1.

Dzień 5+

– wszczęcie postępowania mającego na celu uzyskanie odpowiedzi m.in. na następujące pytania (i nałożenie ewentualnych sankcji):

1. Dlaczego spółka puściła raport bieżący 1, że nic się nie dzieje, skoro coś się działo?

2. Dlaczego spółka opublikowała raport bieżący 2 dopiero w dniu 3, skoro ta informacja była dostępna już o 14.00 w dniu 1?

3. Czy sporządzona została lista „insiderów"?

4. Kto i według jakich kryteriów został na tę listę wciągnięty?

Działania inwestorów:

Inwestorzy indywidualni sprzedają akcje, dzieląc się jednocześnie kąśliwymi uwagami pod adresem spółki, jej polityki informacyjnej i zarządu, który na pewno o wszystkim wiedział i na czas „wyszedł" z akcji.

Krajowi inwestorzy instytucjonalni z zażenowaniem milczą, aby nie pogarszać sytuacji, osoby mające kontakt z profesjonalistami z rynków zagranicznych zapadają się ze wstydu pod ziemię (jeszcze głębiej niż po deszczu na Stadionie Narodowym); bieżąca sytuacja rynkowa nie pozwala sprzedać akcji po przyzwoitej cenie, więc nie dokonują transakcji.

Zagraniczni inwestorzy instytucjonalni sprzedają akcje pomimo dużej straty. Swoim klientom tłumaczą, że wynika to z niedorozwoju rynku polskiego i niskich standardów informacyjnych, że na rynku emerging takie sytuacje się zdarzają. Natomiast wśród profesjonalistów City pojawia się (oprócz innych – „deszczowych") nowa anegdotka: „– Dlaczego w Polsce administracja podejmuje decyzje w środku nocy? – Bo pracuje według kamczackich standardów i kamczackiej strefy czasowej".

Działania administracji:

Analiza sytuacji wskazuje, że takie standardy podejmowania i komunikowania decyzji obowiązywały od zawsze i świat się nie zawalił, nie ma zatem powodów do dokonywania zmian w tym zakresie.

Komentarze
Co martwi ministra finansów?
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Komentarze
Zamrożone decyzje
Komentarze
W poszukiwaniu bezpieczeństwa
Komentarze
Polski dług znów na zielono
Materiał Promocyjny
Cyfrowe narzędzia to podstawa działań przedsiębiorstwa, które chce być konkurencyjne
Komentarze
Droższy pieniądz Trumpa?
Komentarze
Koniec darmowych obiadów