Weekendowa Analiza Futures

Niewiele było trzeba. Indeks WIG20 miał poradzić sobie z poziomem 2600 pkt. Gdyby do tego doszło można byłoby mówić o próbie zakończenia korekty spadkowej. Nie udało się. Dotychczasowe tygodnie wzrostów niemal zapewniają, że popyt podejmie jeszcze próbę.

Aktualizacja: 16.02.2017 02:02 Publikacja: 19.01.2013 23:08

Weekendowa Analiza Futures

Foto: ROL

Początek tygodnia to kontynuacja trwającej korekty spadkowej. W środę rano niskie otwarcie notowań wyznaczyło minimum korekty. To wtedy rozpoczął się ruch, który mógł, choć nie musiał być początkiem nowej fali wzrostów. Warunkiem uznania, że jednak popyt wraca na rynek, było pokonanie przez WIG20 poziomu 2600 pkt. (Wykres_1). Ani w czwartek, ani w piątek nie doszło do choćby testu tego poziomu. Stąd nie ma obecnie podstaw do stwierdzenia, że faza korekty się już zakończyła.

Skoro nie ma sygnału korekty, to należy się liczyć z kontynuacją ruchów z ostatnich dwóch tygodni. Wersje są dwie. Rynek spada jeszcze nieco, ale już nie pogłębia korekty. Spadek zatrzymuje się nad dołkiem z środy, a ceny robią zwrot i zaczyna się bardziej zdecydowany ruch w górę. Druga wersja zakłada spadek nieco głębszy. Ceny spadają, a indeks schodzi pod środowe minimum, ale nie bawi tam długo. Indeks wraca nad środowe minimum i zaczyna się bardziej zdecydowany ruch w górę. Obie wersje kończą się wyjściem nad 2600 pkt., a w konsekwencji wyjściem na nowe rekordy trendu wzrostowego.

Można uznać, że takie stawianie sprawy jest przejawem optymizmu. Moim zdaniem to trzymanie się założenia, że rynek akcji w Polsce znajduje się w szybkim trendzie wzrostowym, który przyjmuje kształt hiperboli. Ta zwiększona dynamika ruchu w jedną stronę jest odreagowaniem kilkunastu miesięcy braku jednorodnej tendencji. Strategie, które funkcjonowały wtedy, nie mogą funkcjonować teraz. Nie ma większych szans na to, by jednym sposobem operowania na rynku osiągać pozytywne rezultaty tak w czasie konsolidacji, jak i w trakcie trendu. Ten trend musi być znaczący w kontekście tejże konsolidacji. Ona jest jakby punktem odniesienia. Tak w kontekście długości trwania ruchu, jak i jego wielkości. Już sam fakt, że konsolidacja miała wysokość ok. 400 pkt. wymusza, by wybicie miało przynamniej taką wielkość. Przynajmniej.

Skoro mamy trend to ma być taki, by strategie przygotowane na konsolidacje przyniosły starty. To ma być ich okres obsunięcia. Pewnie w wielu przypadkach już tak jest. Korekta z października w kilku przypadkach dała możliwość wybronienia się. Jednak im szybszy wzrost cen, tym szanse na skuteczność tych strategii maleje. Listopad i grudzień pokazał już próbkę, ale najciekawsze zapewne jest jeszcze przed nami. Cały czas przypominam wątek zmienności. Ta wciąż jest relatywnie niska i czekamy, aż skoczy w górę. Na rynku dzieją się różne rzeczy, ale są rozciągnięte w czasie. Zmienność dzienna pozostaje niska. Przed nami jest więc czas wzrostu tej dziennej zmienności. Ten trend musi rozregulować wszystko, co było właściwością rynku przez ponad rok wahań w ramach konsolidacji.

Można się wprawdzie zastanawiać, czy akurat teraz jest dobry moment na takie harce, ale już o tym pisałem przed tygodniem. Okoliczności wcale nie są aż tak fatalne. To o czym dowiadujemy się obecnie nie ma już większego znaczenia. Tak jest choćby z szeroko dyskutowanym piątkowym pojawieniem się danych o produkcji przemysłowej w grudniu. Tak, dynamika okazała się słabsza od oczekiwań rynku. Jednak nie oznacza to, że teraz rynek ma reagować na to, że produkcja spadła w ujęciu rocznym o ponad 10 proc. Większość z nas (czasem nieświadomie, po prostu akceptując aktualne ceny) zakładała, że produkcja spadła o ok. 7 proc.

Jeśli więc mamy na coś reagować, to ewentualnie na różnicę między poziomem opublikowanym, a oczekiwanym. Tylko, jaka to miałaby być reakcja? Czy ta różnica wpływa znacząco na ocenę gospodarki i jej perspektywy? Czy rynek akcji w styczniu dyskontuje to, co działo się w grudniu, czy też przygotowuje się na II półrocze? Różnica miedzy oczekiwaniami, a wartością faktyczną może wpłynąć na wyceny, a więc być przedmiotem zainteresowanie traderów, o ile będzie wystarczająco znacząca. Tymczasem mamy różnicę na danych miesięcznych, które same w sobie są pewnym przybliżeniem wykonanym przy pomocy procedur statystycznych. Rynek akcji, wykonując niewielką zmianę w piątek pokazał, że praktycznie nie ma się czym przejmować.

Ktoś mógłby powiedzieć, że ruch pojawił się na rynku walutowym. Faktycznie, ale łączenie tego jedynie z tą publikacją jest nadużyciem, bo osłabieniu tego dnia uległo wiele walut rynków wschodzących. Byłoby to też twierdzenie ryzykowne, bo jak później należałoby tłumaczyć powrót do umocnienia, a przecież takowy jest możliwy. Podsumowując, produkcja okazała się słabsza od oczekiwań, ale diametralnie nie zmienia oceny perspektyw gospodarki. Ewentualnie wpływa na poziom prognoz dynamiki PKB w IV kw., ale niemal zerowy wzrost pod koniec ubiegłego roku oraz na początku bieżącego jest już w cenach.

Pewną zagadką jest wpływ tych danych na decyzję Rady Polityki Pieniężnej. O ile wiele wskazuje na to, że rada stopy procentowe będzie obniżała, to nie ma zgody co do tego, że kolejna obniżka pojawi się już w lutym. Teoretycznie dane o produkcji sprzyjałyby obniżeniu kosztu pieniądza, a gdyby jeszcze zostały potwierdzone przez słaby odczyt dotyczący sprzedaży detalicznej, to obniżka stałaby się niemal konieczna, ale jak wiemy, rada w obecnym składzie nie spieszy się z decyzjami o luzowaniu polityki pieniężnej. Zatem nie można wykluczyć, że mimo ostatnich publikacji (łącznie z niższą od oczekiwań inflacją) z cięciem poczeka do marca. To sprzyjałoby dalszemu umacnianiu się złotówki.

Zresztą tu zaczyna oddziaływać czynnik, o którym pisałem ostatnio. Złoty jest postrzegany jako waluta, na której można zarobić. Decyzja MFW, by przedłużyć na kolejne dwa lata linię kredytową na ponad 22 mld SDR tylko potwierdza, że sytuacja Polski jest stabilna. Fitch także poklepuje nas po plecach. To sygnały, że ulokowany nad Wisłą pieniądz jest bezpieczny, a procenty dają tu niezłe. Do tego waluta znajduje się relatywnie nisko względem poziomów sprzed kryzysu. Do tego chodzi czynnik perspektyw końca karnawału taniego pieniądza. Skoro impreza powoli się kończy, to może jednak warto zatańczyć? Złotówka może dać sporo frajdy. O nowej fali carry trade mówi się już coraz głośniej. Szczególnie w kontekście franka szwajcarskiego (przykładem ostatni raport BofA Merrill Lynch Global Research, na który powołuje się Dow Jones Newswires), który słabnąc szczególnie względem euro skłania do tego typu przemyśleń. Tym bardziej w odniesieniu do walut naszego regionu, które zwykle właśnie współgrały z frankiem. Gdyby potwierdziły się te przypuszczenia, to fala umocnienia złotego mogłaby faktycznie być całkiem spora. Ku uciesze frankowych kredytobiorców.

Podsumowując, piątkowe wiadomości nie zmieniły mojego postrzegania rynku. Nadal uważam, że jest spora szansa na to, że rynek ponowi ruch wzrostowy, a jego skala pozwoli na to, by został przez WIG20 osiągnięty poziom ok. 2900 pkt. Nie twierdzę, że tak będzie, ale w tej chwili nie pojawiły się żadne sygnały, które by taki scenariusz wykluczały, lub choć znacząco utrudniały, a więc jest on nadal możliwy.

Komentarze
Zamrożone decyzje
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Komentarze
Co martwi ministra finansów?
Komentarze
W poszukiwaniu bezpieczeństwa
Komentarze
Polski dług znów na zielono
Materiał Promocyjny
Cyfrowe narzędzia to podstawa działań przedsiębiorstwa, które chce być konkurencyjne
Komentarze
Droższy pieniądz Trumpa?
Komentarze
Koniec darmowych obiadów