Cypr – winni i niewinni

Wściekłość Cypryjczyków na trwającą od tygodni sytuację jest zrozumiała. Nie mają dostępu do kont bankowych, podczas gdy politycy obradują, w jaki sposób dobrać się do ich pieniędzy.

Aktualizacja: 15.02.2017 02:11 Publikacja: 03.04.2013 06:00

Maciej Bitner, główny ekonomista Wealth Solutions

Maciej Bitner, główny ekonomista Wealth Solutions

Foto: GG Parkiet

Dziwi mnie natomiast, że polskie media zupełnie nie potrafią wyjść poza tę perspektywę. Oglądałem reportaż Wojciecha Bojanowskiego w  TVN  24, w którym Unii Europejskiej oraz wspólnej walucie euro przypisana została niemal wyłączna odpowiedzialność za  trwający na Cyprze chaos. Cypryjskie społeczeństwo i polityków przedstawiono zaś jako bierne ofiary międzynarodowych rozgrywek.

Tymczasem z perspektywy europejskiej sytuacja jest zgoła inna. Cypr od lat prowadził bardzo nieostrożną politykę będącą w dodatku często na bakier z wartościami Wspólnoty. Podatki na wyspie były niskie, ale do 2008 r. dochodów rządowi nie brakowało. Zyskowny sektor finansowy przynosił pokaźne wpływy do budżetu, mimo niskich stawek podatkowych. Dopóki trwał boom budowlany i interesy banków szły dobrze, rząd nie musiał też zbyt wiele wydawać. Z hojnych programów socjalnych korzystało niewiele osób, nikt też nie myślał, że gwarancje bankowe dla depozytów czterokrotnie przekraczających PKB będą kiedykolwiek potrzebne. Ten ryzykowny model rozwoju dodatkowo był wspierany przymykaniem oka na pochodzenie pieniędzy, które trafiały na wyspę. Być może prawdą jest, że Rosjanie ulokowali na Cyprze ponad 20 mld euro z powodu bliskości kulturowej z tym krajem. Powszechnie podejrzewa się jednak, że nie chodziło tu o kulturę prawosławia.

Prosperity na Cyprze trwała przez jakiś czas nawet po kryzysie finansowym. Recesja w 2009 r. była jedną z najpłytszych w Europie, a w latach 2007–2012 liczba udzielonych pożyczek wzrosła dwukrotnie. Stopniowo jednak sytuacja zaczęła się pogarszać, a gwałtowna ekspansja kredytowa odbywała się ze szkodą dla jakości aktywów banków. Szczególnie nietrafionymi inwestycjami okazały się pożyczki dla greckich przedsiębiorstw oraz obligacje greckiego rządu. To właśnie restrukturyzacja greckiego zadłużenia była gwoździem do trumny trzech największych cypryjskich banków, z których jeden od razu został znacjonalizowany, a dwa pozostałe zgodnie z najnowszymi ustaleniami czeka kontrolowane bankructwo.

Cypr jest państwem demokratycznym, a rządy, które sprawowały władzę przez ostatnie lata, nie były narzucone z zewnątrz, część winy spada więc en bloc na cypryjskie społeczeństwo

Załamanie sektora finansowego odpowiadającego za  18?proc. PKB i jeszcze większą część wpływów podatkowych oraz wzrost bezrobocia spowodowały sporą lukę w cypryjskich finansach publicznych. W 2011 r. oprocentowanie cypryjskich obligacji sięgnęło  7?proc. i rząd przestał pożyczać pieniądze na rynkach, zamiast tego korzystając z 2,5 miliarda euro pożyczki, którą zaoferowali Rosjanie. Cypryjscy politycy liczyli, że wsparcie Władimira Putina pozwoli łatwiej negocjować z eurogrupą warunki finansowania ze środków Europejskiego Mechanizmu Stabilizacyjnego.

Negocjacje trwały więc ponad pół roku, ale ku zdziwieniu cypryjskich polityków reszta strefy euro nie była skłonna do dawania prezentów. Z jednej strony bowiem pamiętano o losie Grecji, dla której międzynarodowa pożyczka okazała się ciężarem ponad siły, z drugiej uważano, że Cypr sam wybrał ryzykowny model rozwojowy raju podatkowego i powinien ponieść konsekwencje swojego wyboru. Te dwa powody skłaniały do odwrócenia dotychczasowej kolejności wydarzeń – najpierw restrukturyzacja zadłużenia, a później europejska pożyczka.

Innymi słowy eurogrupa i Międzynarodowy Fundusz Walutowy twardo powiedziały, że nie zamierzają dotować cypryjskich banków – większość strat, które wygenerowały ich operacje, mają pokryć sami Cypryjczycy. Czy takie postawienie sprawy było sprawiedliwe? Ogólnie rzecz biorąc tak, choć błędem było zostawienie wolnej ręki cypryjskiemu rządowi w kwestii tego, jak pozyskać brakujące  6 mld euro.

Mimo że MFW naciskał, by przeprowadzić zwyczajną, zgodną z prawem wspólnotowym procedurę bankructwa największych banków, przejściowo wygrało zupełnie inne rozwiązanie. Cypryjscy politycy uważali bowiem, że szybkie uszczuplenie wszystkich kont bankowych średnio o 7 proc. załatwi sprawę, nie denerwując zbytnio Rosji ani co bogatszych cypryjskich obywateli. Eurogrupa w chwili słabości przymknęła oko na tę bezprawną i niesprawiedliwą propozycję, zakładając, że rząd lepiej wie, co ma szansę na aprobatę cypryjskiego parlamentu. Oburzenie opinii publicznej skłoniło jednak posłów do odrzucenia porozumienia, czyniąc z Cypru nowe centrum europejskiego kryzysu. Po kilku dniach burzliwych dyskusji parlament i rząd zgodziły się wreszcie na pierwotną propozycję MFW, która zakładała przerzucenie całości strat na nieubezpieczonych wierzycieli banków.

W tym kontekście wyraźnie widać winowajcę całego zamieszania. Jest nim cypryjska klasa polityczna, która najpierw rozwijała model państwa podatnego na kryzysy, przywabiając kapitał spekulacyjny z całego świata hojnymi gwarancjami, a później próbowała bezprawnie hurtem dobrać się do  oszczędności obywateli. Ponieważ jednak Cypr jest państwem demokratycznym, a rządy, które sprawowały władzę przez ostatnie lata, nie były narzucone z zewnątrz, część winy spada en bloc na cypryjskie społeczeństwo. Trudno oczywiście mówić o konkretnej winie poszczególnych osób. Jednak na pewno nie można przerzucać odpowiedzialności za obecny stan rzeczy na Niemców, Finów czy Holendrów, bo oni na cypryjskich polityków na  pewno nie głosowali.

Komentarze
Altcoinom brakuje euforii
Komentarze
Przecena wyhamowała
Komentarze
Rentowności dalej rosną
Komentarze
Stopy w Polsce bez zmian, pomimo najniższej inflacji od 2019 roku
Komentarze
Niższa inflacja zmniejszy dochody