Sytuacja jest niełatwa. Z jednej strony państwo zaangażowało się już w ratowanie Polimeksu, m. in. za pośrednictwem Agencji Rozwoju Przemysłu, która objęła część ratunkowej emisji akcji spółki i może kupić kolejne papiery. Dlaczego to właśnie Polimex może liczyć na takie wsparcie? Odpowiedź jest oczywista – chodzi o firmę znajdującą się w konsorcjach odpowiedzialnych za realizację wielomiliardowych inwestycji energetycznych w Opolu i Kozienicach. Ewentualna upadłość tej firmy zapewne nie zagroziłaby drugiemu projektowi. Konsorcjantem Polimeksu jest bowiem Hitachi, które ma duże doświadczenie w realizacji zleceń tego typu. Gorzej wyglądałaby sytuacja wartej 9,4 mld zł netto umowy w Opolu. Tu w konsorcjum, poza Polimeksem, znajdują się Mostostal Warszawa i Rafako. Pierwszą firmę ratują pożyczki od hiszpańskiego inwestora strategicznego. Sytuacja drugiej jest skomplikowana w związku z upadłością największego akcjonariusza – wielkopolskiej grupy PBG. Gdyby w kłopoty popadł również Polimex, to realizacja tej inwestycji byłaby poważnie zagrożona. I stąd szczególne zainteresowanie państwa pomocą Polimeksowi, tym bardziej że co jakiś czas docierają do nas alarmujące informacje, że bez dużych inwestycji grozi nam blackout.
Rząd musi jednak uważać, by nie narazić się na zarzuty nierównego traktowania firm. Dlaczego ma bowiem wspierać Polimex, a innych wykonawców niekoniecznie? Szczególnie delikatna jest kwestia realizowanych przez tę firmę kontraktów drogowych. Wierzyciele spółki oczekuję, że wynegocjuje ona zmianę warunków wybranych zleceń. Chodzi właśnie o umowy z segmentu drogowego. Firma zgodziła się na ten warunek, gdyż nie miała większego wyboru. Negocjacje prowadzi jednak z niełatwym partnerem świadomym tego, że jakiekolwiek ustępstwa mogą rozwiązać worek z roszczeniami innych wykonawców. Sytuacja może wydawać się patowa, a na pewno nie jest łatwa. Dlatego strona rządowa musi uważać, żeby nie przeciągnąć struny. Stąpa bowiem po bardzo cienkim lodzie, który w każdej chwili może pęknąć...