Tymczasem Polacy coraz częściej mówią niezrozumiale. Używają korporacyjnej nowomowy i dziwnych zapożyczeń. Absolutnie nie roszczę sobie prawa do bycia ekspertem w kwestii poprawnej polszczyzny. Ale kiedy słyszę o poszukiwaniu optymalnego targetu, czy skutecznym lidershipie, mam wrażenie, że coś jest nie tak. Nie rozumiem też w czym rzecznik prasowy jest gorszy od managera ds. komunikacji, a kierownik sprzedaży od sales managera.
Ponadto wyraźnie widać, że forma zaczyna górować nad treścią. To, co można napisać w kilku słowach – często staje się zdaniem wielokrotnie złożonym, okraszonym nic niewnoszącymi zwrotami. Powód? Niekiedy osoba przekazująca informacje ubiega je w takie słowa, by swoim brzmieniem nie budziły złych skojarzeń. Na przykład spółki informują, że „rozpoczął się proces dynamicznej optymalizacji zatrudnienia". Czytaj: „ruszyły zwolnienia". Chęć ukrycia złych informacji to jedno. Drugim powodem jest mylne przekonanie, że używając zagmatwanych zdań i sformułowań zostaniemy uznani za mądrzejszych.
Oczywiście, język ewoluuje. Wszak nie żyjemy w próżni, a dzisiejszy świat zmienia się szybciej, niż kiedykolwiek. Walka z ewolucją sensu nie ma. Niektóre dziwolągi i zapożyczenia na dłuższy czas zagoszczą w polszczyźnie. Przyznaję, że sama bez skrupułów używam niektórych. Czas już kończyć komentarz, bo deadline mnie goni :-).