Tymczasem na GPW także zaliczaliśmy wzrost, ale jego skala była symboliczna. Wzrost cen na GPW idzie ślamazarnie, co zapewne ma związek z aktualnymi nastrojami. Wielu graczy przypuszczalnie w ogóle jest zdziwionych, że zwyżka jeszcze trwa. W końcu o korekcie się mówi od jakiegoś czasu, a tu zamiast osłabienia jest ledwie wyhamowanie trendu. Zwyżka wciąż jest podtrzymywana przez panujące na rynku nastroje. Nadal jest wielu sceptyków co do tego, że ceny będą rosły. Skoro tak, to jest wciąż paliwo do tego, by te ceny faktycznie jeszcze się podnosiły, a jeśli miałoby dojść do osłabienia, to najprawdopodobniej nie byłoby ono zbyt głębokie. Nadal można mówić o przewadze popytu i wygląda na to, że ta przewaga skutkować będzie przynajmniej atakiem na poziom 2000 pkt. Taka akcja praktycznie bez przestanku zaraz po tym, jak przełamany został poziom 1860 pkt. potwierdziłaby fakt prymatu kupujących. Wtedy okolica 1780 pkt., czyli najbliższe wsparcie, byłaby relatywnie bezpieczna.
O ile widać, że nasz rynek radzi sobie w czasach wzrostów w Niemczech, to ciekawe jest, jak będzie się zachowywał, gdy w Niemczech pojawi się osłabienie. Kolejne wzrosty niemieckiej średniej są coraz mniejsze, a zatem i tam korekta może się pojawić. Wczorajszy wyskok był o tyle podejrzany, że dokonał się w okresie niskiej aktywności. Zamknięte były rynki amerykański i brytyjski. Kolejny dzień pokaże nam, czy te zakupy za miedzą są wiarygodne.