Miała być demokratyzacja hossy, tymczasem nastąpiła demokratyzacja bessy?
Tak, demokratyzacja hossy trwała bardzo krótko, zresztą – nie tylko ona. W zeszłym miesiącu mieliśmy wszystko: chwilowe odrodzenie małych spółek, rotację sektorową, nowe rekordy hossy, korektę, krach, być może początek bessy, zmianę oczekiwań z dwóch obniżek stóp procentowych w USA w tym roku do nawet pięciu czy sześciu. W miesiąc zmieniło się postrzeganie wszystkiego, przede wszystkim tego, że gospodarka USA zmieniła kierunek z miękkiego lądowania na twarde, recesyjne.
Inwestorzy pękli po danych z amerykańskiego rynku pracy?
Połączyło się kilka aspektów. Po pierwsze, efekty kończącego się powoli w USA sezonu wyników za II kwartał. Choć dla większości spółek nie był to zły kwartał, to jednak największe tuzy, takie jak Google, Microsoft czy Amazon, nieco zawiodły, nie wspominając o Tesli czy Intelu. Nie chodziło nawet o to, że wyniki wspomnianej trójki były słabe – rzecz w tym, że nie były one (podobnie jak prognozy na kolejny kwartał) na tyle optymistyczne, żeby podtrzymać euforyczne nastroje. Co więcej, deklaracje utrzymania wysokich nakładów na sztuczną inteligencję i technologie chmurowe są dziś coraz bardziej sceptycznie przyjmowane przez inwestorów. Na to wszystko nałożyły się zapowiedzi kolejnych administracyjnych ograniczeń wobec branży półprzewodników w handlu z Chinami. To spółki reprezentujące ten właśnie sektor rozpoczęły korektę (17 lipca), która przerodziła się w krach. Do tego doszła nieszczęsna awaria oprogramowania Microsoftu, podważająca wiarę inwestorów w magię spółek technologicznych. Początkowo wyglądało to na zwykłą rotację ze spółek technologicznych do małych i średnich – przy słabości Nasdaq zyskiwał Russel 2000.
Jednak na przełomie lipca i sierpnia doszły już obawy o recesję zarówno po słabszych danych z rynku pracy, jak i rozczarowujących odczytach z przemysłu w USA. Na deser mieliśmy podwyżką stóp procentowych przez Bank Japonii, co prawda niewielką, ale wspierającą trwający już od połowy lipca trend umacniania się jena (w ciągu pierwszych trzech sesja sierpnia o 5 proc.). Nagle inwestorzy przypomnieli sobie o istnieniu tzw. carry trade i potencjalnych konsekwencjach odkręcania tego popularnego sposobu na lewarowanie inwestycji. Wszystko naraz nałożyło się na siebie i wywołało panikę. Problem w tym, że nikt nie wie, ile pieniędzy i gdzie zostało zainwestowanych, korzystając z mechanizmu carry trade. Niektóre szacunki mówią o 4 bln dolarów pożyczonych w jenie i zainwestowanych na rynkach całego świata, czy to w akcje, czy obligacje typu high yield. Analitycy z JPMorgana twierdzą, że została jeszcze jedna czwarta tych pozycji, która wciąż może być źródłem podaży.
Innym z ewentualnych problemów są inwestycje zawierane za pomocą algorytmów, podążające za tzw. momentum rynkowym, które otrzymały w ostatnich dniach sygnały sprzedaży. W tym przypadku również ciężko oszacować ich wielkość, ale może być to kolejnym źródłem podaży akcji czy obligacji korporacyjnych. Zarówno carry trade, jak i fundusze algorytmiczne to jednak techniczne sprawy, które oczywiście mogą powodować korekty i podwyższać zmienność (obecna panika była porównywalna jedynie z pandemicznym krachem), ale są przejściowe. Nie zmieniają trendów (tak jak krach z 1987 r).
A co mówią wskaźniki fundamentalne? Czeka nas recesja?
Miesiąc temu, podczas publikacji naszych prognoz, wspominałem, że wzrost bezrobocia będzie coraz bardziej widoczny, a rynek pracy nie jest wcale silny, jak to utrzymywali do niedawna przedstawiciele Fedu. Moim zdaniem żyliśmy trochę w iluzji silnego rynku pracy w USA, koncertując uwagę na danych opartych o tzw. nonfarm payrolls, które znacząco przeszacowywały skalę tworzenia nowych miejsc pracy w amerykańskiej gospodarce. Inne dane pokazywały, że rynek pracy może się nie kurczył, ale z miesiąca na miesiąc słabł. Dziś to do wszystkich dotarło. Choć nie ma dramatu na rynku pracy i nie daje on oznak prawdziwej recesji, to jednak jego wyraźne osłabienie powinno zmusić Fed do reakcji. Takie było i jest nasze założenie na kolejne miesiące. Dlatego sceptycznie podchodziliśmy do czerwcowych projekcji Fedu mówiących o jednej obniżce stóp w tym roku. My mówiliśmy o trzech cięciach – we wrześniu, listopadzie i grudniu, właśnie z powodu pogorszenia sytuacji na rynku pracy i wciąż trzymamy się tego scenariusza.