Jest to typowe działanie powtarzane przez nadzorców na całym świecie przy okazji większych skandali finansowych – podjęcie działań niby w imię inwestorów, ale na koszt inwestorów i wbrew interesom inwestorów, celem odwrócenia uwagi od realnego problemu.
Dla przypomnienia – wśród wielu nadużyć, które wystąpiły w tej aferze, najważniejszym problemem było nadużywanie emisji obligacji prywatnych, co doprowadziło z jednej strony do ukrywanego przed uczestnikami rynku zadłużenia, z drugiej zaś – do agresywnej sprzedaży na olbrzymią skalę obligacji bez prospektów emisyjnych. Zaproponowane rozwiązanie przypomina zrzucenie na rynek obligacji prywatnych bomby atomowej i jest uzasadniane koniecznością ochrony inwestorów.
Teoretycznie racjonalny regulator powinien przed opracowaniem takich regulacji zadać sobie przynajmniej dwa pytania: „Czy przyczyną problemu rzeczywiście był brak regulacji?" i „Czy wdrożenie nowych regulacji zapobiegnie podobnym problemom w przyszłości?". Niestety, tych pytań sobie nie zadał, a szkoda, bo odpowiedź na oba jest negatywna.
Otóż w aferze GetBacku nie zawiodły regulacje, tylko nadzór. Przy czym chodzi o nadzór szeroko rozumiany – poczynając od wewnętrznych procedur emitenta i oferujących, osób odpowiedzialnych za ich stosowanie, audytu wewnętrznego, zaangażowania władz korporacyjnych, poprzez profesjonalnych inwestorów, a na KNF kończąc. Przecież to nie jest tak, że spółka pod wcześniejszymi regulacjami mogła się zadłużać bez opamiętania, a każdemu można było wciskać obligacje bez właściwego udokumentowania poziomu ich bezpieczeństwa.
Wręcz przeciwnie – bardzo restrykcyjne wymogi dotyczące raportowania powodują, że spółka była zobowiązana do informowania inwestorów o swoim poziomie zadłużenia, gdyż niewątpliwie był to czynnik, który „racjonalny inwestor prawdopodobnie wziąłby pod uwagę w części przy podejmowaniu decyzji inwestycyjnej". Podobnie zasady dotyczące oferowania wymagają przebrnięcia przez bardzo skomplikowane procedury. Gdyby dołożono należytej staranności przy stosowaniu wcześniejszych przepisów, afery po prostu by nie było.