Alfred Adamiec: Wyprzedaż była przeprowadzona z zimną krwią

#PROSTOzPARKIETU | Alfred Adamiec: WIG20 może mieć problem, by wrócić do 2000 pkt.

Aktualizacja: 03.03.2020 18:05 Publikacja: 03.03.2020 17:21

Gościem Przemysława Tychmanowicza był Alfred Adamiec, zarządzający aktywami w Niezależnym Domu Makle

Gościem Przemysława Tychmanowicza był Alfred Adamiec, zarządzający aktywami w Niezależnym Domu Maklerskim.

Foto: parkiet.com

W ubiegłym tygodniu z powodu koronawirusa mieliśmy do czynienia z bardzo dużymi spadkami na światowych rynkach. One były uzasadnione, czy emocje wzięły górę?

Przecena faktycznie była bardzo duża, a my też od tego typu ruchów się odzwyczailiśmy. Stara zasada mówi, że im bardziej spada nam zmienność w długim okresie, tym późniejsze wybicie będzie gwałtowniejsze. O tym, z jak dużą przeceną mieliśmy do czynienia, może świadczyć to, ile pieniędzy „wyparowało" z rynków akcyjnych. Tylko z rynku amerykańskiego „wyparowały" 3 bln dol., a w przypadku wszystkich światowych rynków jest to około 5 bln dol. To jest mniej więcej połowa tego, co przez 11 lat „dodrukowały" banki centralne. To najlepiej oddaje skalę tego ruchu.

I stąd też pytanie o zasadność tego ruchu...

Moim zdaniem ta przecena była uzasadniona. Zbierało się na nią od dłuższego czasu. Fundamentalnie nie było podstaw do wcześniejszych wzrostów. Raczej było to nakręcanie do samego końca koniunktury. Mam wrażenie, że instytucje finansowe działały na zasadzie: skoro inni kupują, to my również, a potem zobaczymy, co będzie. Jak się jednak okazało, że jest źle, bo ktoś duży zaczął sprzedawać, to obrazowo można powiedzieć, że wszyscy rzucili się do drzwi, ale futryna była mała i wyrwali tę futrynę razem z drzwiami. Sygnałów, że coś takiego może się zdarzyć, było mnóstwo. Ignorowano wiele rodzajów ryzyka. W Stanach Zjednoczonych mieliśmy do czynienia z sytuacją, w której zyski amerykańskich firm to było zaledwie 9 proc. udziału w ich wzroście ceny giełdowej. Reszta to była napompowana wycena. Była ona powiązana ze spodziewaną poprawą w tym roku chociażby ze względu na umowę handlową. Umowa pierwszej fazy owszem została podpisana, ale zobaczymy, co będzie dalej. Doszła do tego kwestia rozluźnienia łańcuchów dostaw już niezależnie od koronawirusa. Osłabiła się także koniunktura w Europie. Dość wyraźnie zwiększył się także dług w Stanach Zjednoczonych. To wszystko mogło wskazywać, że gdzieś musi być koniec tej fazy wzrostu cen akcji. Symptomatyczne jest też to, że w ubiegłym roku, poza jednym kwartałem, nie było napływu pieniędzy amerykańskich gospodarstw domowych na rynek akcji. Ta grupa kupowała obligacje i inne instrumenty dłużne. Wzrosty wzięły się więc ze zwiększenia agresywności przez fundusze inwestycyjne, a dodatkowo, co było widoczne szczególnie w Stanach Zjednoczonych, ze skupu akcji własnych przez spółki. To siłą rzeczy podbijało wyceny. Kolejnym sygnałem, że coś może się wydarzyć i ktoś z dużych graczy może to wykorzystać, jest fakt, że w grudniu i w styczniu na amerykańskim rynku instrumentów pochodnych kupiono dużo opcji, które mają przynieść zyski przy dużym ruchu w dół. Opcje te wygasają w marcu, więc przed nami bardzo ciekawy okres.

Można więc powiedzieć, że to instytucje rozgrywają sytuację między sobą?

Zdecydowanie tak. Niestety, nie tylko w Polsce mamy do czynienia z wycofywaniem się indywidualnych inwestorów z giełdy. Nie ma przekonania do akcji i emocji. Jak trzeba sprzedawać, to się to robi według pewnego planu. Według mnie paniki do tej pory nie było. Mieliśmy do czynienia z wyprzedażą akcji z zimną krwią, według wcześniej ustalonych procedur.

W ubiegłym tygodniu mieliśmy do czynienia z dużą przeceną, natomiast nowy tydzień to nowe nadzieje. W poniedziałek i we wtorek obserwowaliśmy zwyżki na rynkach. To chwilowe odbicie, czy też pożar faktycznie został przygaszony?

Z punktu widzenia analizy technicznej widać, że WIG20 opuścił obszar wyprzedania przy obecnych poziomach. Minął więc najgorszy moment wyprzedaży i być może teraz podłączą się kolejni kupujący, którzy podbiją rynek. Pesymiści powiedzą jednak, że wyprzedanie się schłodziło, rynek nie jest tak rozgrzany, ale zrobiło się miejsce na kolejną falę spadkową. W takiej sytuacji patrzy się na fundamenty, czy długoterminowo mamy jakieś podstawy do wzrostu. Co do tego jestem dosyć sceptyczny i obawiam się, że wzrosło prawdopodobieństwo, że na WIG20 dwójkę z przodu zobaczymy dopiero po paru ładnych kwartałach. Są ku temu realne przesłanki. Ostatnie dane PKB za IV kwartał nie były być może złe, ale martwić może struktura wzrostu. Mamy bardzo niski poziom inwestycji prywatnych, słabnie dodatkowo konsumpcja, która jest podcinana przez inflację. Dodatkowo może być ona ograniczona w związku z koronawirusem. Jest także mniejszy dopływ środków z Unii Europejskiej. Nadzieją w takich sytuacjach jest handel zagraniczny. Pytanie, czy przy globalnych problemach w tym temacie damy radę mieć i zwiększyć nadwyżkę handlową. Tutaj pomogłoby nam dodatkowe osłabienie naszej waluty.

Koronawirus to nie tylko emocje, lecz także realny wpływ na gospodarkę. Jak duży będzie to wpływ?

Oczywiście ciężko mi to prognozować. Wydaje mi się, że na koronawirusa trzeba patrzeć głównie pod kątem uciążliwości życia codziennego. Nie sądzę natomiast, aby wpływ na globalną gospodarkę był jakiś dramatyczny. Raczej widzę to w kategoriach, jakby to była katastrofa żywiołowa, która ma fatalne skutki pierwotne, ale później napędza to gospodarkę. Jeśli bowiem teraz pustoszeją półki sklepowe i brakuje niektórych produktów, to przecież trzeba będzie je wyprodukować i uzupełnić braki. Wydaje mi się, że nie powinno być z tym problemu. Warto jednak zauważyć, że w takiej sytuacji niewiele raczej pomoże obniżenie stóp procentowych, o czym się mówi. To, czy one będą na tym czy innym poziomie, raczej nie ma wpływu na wznowienie produkcji.

Rynki finansowe w ostatnich latach napędzane były tym, że pompowano w nie pieniądze przez banki centralne.

Tak, natomiast to jest trochę tak, jak z mocnym lekarstwem, np. antybiotykiem. Po pewnym czasie staje się on wręcz szkodliwy dla pacjenta, gdyż on się na to uodparnia. Obecnie pole oddziaływania banków centralnych jest minimalne. Nieco większe są możliwości po stronie polityki fiskalnej, natomiast to nie jest jeszcze ten etap, aby sięgać po te instrumenty. Gospodarka musi przejść swój cykl. Tak się pechowo trafiło, że jesteśmy w fazie spowolnienia, a dodatkowo pojawił się koronawirus. Przypomina mi to sytuację z 2001 r. Wtedy też już było spowolnienie, a dodatkowo mieliśmy atak na World Trade Center. Paradoksalnie to jednak przyspieszyło odbicie rynków po paru kwartałach.

Czyli na jakie aktywa teraz stawiać? Cash is the king?

Chyba tak. Jeśli mamy do czynienia z takimi ruchami jak obecnie, to nie ma większego sensu kupowanie i sprzedawanie funduszy inwestycyjnych. Od złożenia dyspozycji do realizacji transakcji sytuacja może się bardzo zmienić. Jak więc nie wiadomo co robić, to lepiej trzymać się bezpiecznych aktywów. Też nie należy panicznie się wyprzedawać, tylko poczekać na pierwsze uspokojenie nastrojów i przeprowadzić odpowiednią analizę. PRT

Inwestycje
Promocja na ETF-y również w Noble Securities
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Inwestycje
Tomasz Bursa, OPTI TFI: WIG ma szanse na rekord, nawet na 100 tys. pkt.
Inwestycje
Emil Łobodziński, BM PKO BP: Nasz rynek pozostaje atrakcyjny, ale...
Inwestycje
GPW i rajd św. Mikołaja. Czy to może się udać?
Materiał Promocyjny
Cyfrowe narzędzia to podstawa działań przedsiębiorstwa, które chce być konkurencyjne
Inwestycje
Co dalej z WIG20? Czy zbliża się moment korekty spadkowej?
Inwestycje
Ropa naftowa szuka pretekstu do ruchu w górę