Inflacja w Polsce sięgnęła w październiku 2021 r. 6,8 proc. (rok do roku). Był to najwyższy wskaźnik od ponad 20 lat. Poprzedni rekord, 5,9 proc., padł miesiąc wcześniej. Oba wyniki zaskoczyły zarówno ekonomistów, jak i członków Rady Polityki Pieniężnej, podkopując przekonanie, że podwyższona inflacja będzie zjawiskiem przejściowym.
Wprawdzie wciąż wydaje się, że wzrost cen napędzają głównie czynniki o charakterze globalnym, takie jak wzrost cen surowców, uprawnień do emisji CO2 oraz frachtu, ale RPP zaczęła się obawiać, że inflacja utrwali się na wysokim poziomie, gdy te szoki wygasną. Aby temu zapobiec, zdecydowała się na nieoczekiwaną podwyżkę stóp procentowych w październiku oraz większą od oczekiwanej w listopadzie. Łącznie stopa referencyjna NBP została podwyższona z 0,1 do 1,25 proc. I na tym zaostrzanie polityki pieniężnej zapewne się nie skończy.
Jednocześnie jasne jest – także dla samej Rady – że podwyżki stóp procentowych zaczną wpływać na inflację najwcześniej za rok, a nawet później. A to oznacza, że w najbliższych kwartałach Polacy będą borykali się z szybkim wzrostem cen, uszczuplającym siłę nabywczą ich dochodów, a jednocześnie ze wzrostem obciążeń kredytowych. I to, jak obawiają się niektórzy analitycy, gwałtownym. Jakie to będzie miało konsekwencje?
Słaby złoty wzmacnia inflację
Prognozy nie pozostawiają żadnych wątpliwości: inflacja jeszcze przez kilka miesięcy będzie przyspieszała, osiągając szczyt w styczniu bądź w lutym 2022 r.; wtedy może nawet przekroczyć 8 proc. Będzie to efekt m.in. podwyżek cen energii elektrycznej i gazu oraz rozpędzającego się wzrostu cen żywności. Są to czynniki zewnętrzne.
Ale coraz wyraźniejsza jest też krajowa presja na wzrost cen, odzwierciedlająca dobrą koniunkturę na rynku pracy oraz silny popyt konsumpcyjny. Jej przejawem jest tzw. inflacja bazowa, która nie obejmuje cen energii i żywności. W październiku prawdopodobnie sięgnęła najwyższego od 20 lat poziomu 4,5 proc. (4,2 proc. we wrześniu).