A jednak nie takie UNFE straszne...

Publikacja: 21.03.2001 10:12

Z dużą przyjemnością dostrzegłem szybką reakcję czytelników Parkietu na artykuł ?Nie takie UNFE straszne...?. Po pierwsze, chciałbym zgodzić się z, bardzo ogólnym skądinąd, zdaniem polemisty pana Pawła Perza, że stopień ryzyka, na który narażony jest inwestor używający instrumentów pochodnych, zależy od sposobu ich wykorzystania. Pójdźmy nieco dalej podsuniętym przez niego tropem i zastanówmy się nad tym, jak powszechne towarzystwa emerytalne byłyby finansowo motywowane do ich używania zgodnie z interesem członków funduszu.

W chwili obecnej zdecydowana większość (ponad 90%) przychodów PTE pochodzi z opłat naliczanych bezpośrednio od składki. Towarzystwa otrzymują je bez względu na to, jaka jest stopa zwrotu z podejmowanych przez nie inwestycji. Sytuacja ta nie zmieni się w sposób istotny w najbliższym czasie. Ich motywacja do starannego działania byłaby więc, oględnie mówiąc, ograniczona. Nie zmienia tego zbytnio, przewidziana w ustawie o organizacji i funkcjonowaniu funduszy emerytalnych, instytucja minimalnej wymaganej stopy zwrotu.

Po drugie, pan Paweł Perz słusznie wprowadza rozróżnienie między zabezpieczającym i spekulacyjnym celem stosowania instrumentów pochodnych. Pojawia się jednak problem ich rozgraniczenia w codziennej praktyce. Pewnych wskazówek na temat tego, jaki charakter ma dana transakcja, może udzielić wchodzący w życie od 1 stycznia 2002 roku art. 35a ust. 3 ustawy o rachunkowości. Choć jego wprowadzenie jest znaczącym postępem w porównaniu z sytuacją obecną, to jednak wciąż nie rozwiewa szeregu zasadniczych wątpliwości. Powstaje na przykład pytanie: kto miałby rozstrzygać spory co do spekulacyjnego lub zabezpieczającego charakteru omawianej grupy transakcji?

W praktyce mamy więc do czynienia z wyborem: zezwolić na stosowanie instrumentów pochodnych niezależnie od motywu, dla którego dokonywana jest transakcja, lub ich stosowania zabronić. Jedynym wchodzącym w grę ograniczeniem mogłoby być określenie maksymalnej dopuszczalnej skali zaangażowania OFE w instrumenty pochodne jako odsetka wielkości aktywów funduszy, podobnie jak ma to miejsce w przypadku innych typów inwestycji.

Po trzecie, szkoda że polemista nie zechciał dostrzec istotnej zależności między szerokim stosowaniem instrumentów pochodnych a możliwością wyraźnego ograniczenia stopy zwrotu funduszy. Struktura przychodów PTE mogłaby spowodować, w przypadku możliwości szerokiego stosowania instrumentów pochodnych, znaczne zmniejszenie ich zainteresowania maksymalizacją stopy zwrotu, związanej, jak wynika to z teorii zarządzania portfelem, z podwyższonym ryzykiem. Po co się męczyć, kiedy można zagwarantować sobie przy użyciu derywatów osiągnięcie stopy zwrotu nieco wyższej od przewidywanej minimalnej wymaganej stopy zwrotu (unikamy przykrego obowiązku uzupełnienia niedoboru) i skoncentrować się na spokojnym pobieraniu prowizji?

Jeszcze raz chciałbym podkreślić obowiązkowy charakter członkostwa w otwartym funduszu emerytalnym. W przypadku funduszu inwestycyjnego inwestor, który nie jest zadowolony z uzyskiwanej stopy zwrotu, może niemal natychmiast umorzyć posiadane jednostki uczestnictwa. Możliwość taka w przypadku OFE nie istnieje. Uzasadnia to większą ostrożność w definiowaniu zasad ich polityki inwestycyjnej, tak aby w optymalny sposób łączyć w niej dążenie do osiągnięcia wysokiej stopy zwrotu i odpowiedniego poziomu bezpieczeństwa..

Warto w tym miejscu zapytać: dlaczego rozwój rynku instrumentów pochodnych nie jest tak dynamiczny, jak byśmy sobie tego wszyscy życzyli? Czy nie jest tak, że instytucje, które nie są tak silnie jak OFE związane ograniczeniami swobody działalności lokacyjnej, nie decydują się jednak na zbytnią aktywność na rynku instrumentów pochodnych? Nie mam złudzeń, że sytuacja taka jest skutkiem starannego namysłu poprzedzonego dogłębnymi analizami wysoko wykwalifikowanej kadry zatrudnionej przez te instytucje. Nie uznały one po prostu tego rynku za dostatecznie dla siebie atrakcyjny.

Konklwym problemem przyszłości funduszy emerytalnych w Polsce w żadnym razie nie jest opór UNFE przed dopuszczeniem do stosowania przez OFE instrumentów pochodnych. Jest nim, w moim przekonaniu, płytkość oferty, pociągająca za sobą niemożność odpowiedniego zagospodarowania nadwyżek kapitału, którymi dysponują OFE. Przyznaję, że upowszechnienie instrumentów pochodnych pozwoliłoby na krótką metę na ucieczkę przed płynącymi stąd ograniczeniami. Na dłuższą jednak metę spowodowałoby sytuację, w której, jak słusznie ujął to Prezes GPW SA Wiesław Rozłucki, ?ogon (cena instrumentu pochodnego) machałby psem (cena instrumentu bazowego)?. Nie byłaby to z całą pewnością sytuacja korzystna dla inwestorów.

Piotr Robak

Gospodarka
Piotr Bielski, Santander BM: Mocny złoty przybliża nas do obniżek stóp
Materiał Promocyjny
Tech trendy to zmiana rynku pracy
Gospodarka
Donald Tusk o umowie z Mercosurem: Sprzeciwiamy się. UE reaguje
Gospodarka
Embarga i sankcje w osiąganiu celów politycznych
Gospodarka
Polska-Austria: Biało-Czerwoni grają o pierwsze punkty na Euro 2024
Materiał Promocyjny
Lenovo i Motorola dalej rosną na polskim rynku
Gospodarka
Duże obroty na GPW podczas gwałtownych spadków dowodzą dojrzałości rynku
Gospodarka
Sztuczna inteligencja nie ma dziś potencjału rewolucyjnego