Z dużą przyjemnością dostrzegłem szybką reakcję czytelników Parkietu na artykuł ?Nie takie UNFE straszne...?. Po pierwsze, chciałbym zgodzić się z, bardzo ogólnym skądinąd, zdaniem polemisty pana Pawła Perza, że stopień ryzyka, na który narażony jest inwestor używający instrumentów pochodnych, zależy od sposobu ich wykorzystania. Pójdźmy nieco dalej podsuniętym przez niego tropem i zastanówmy się nad tym, jak powszechne towarzystwa emerytalne byłyby finansowo motywowane do ich używania zgodnie z interesem członków funduszu.
W chwili obecnej zdecydowana większość (ponad 90%) przychodów PTE pochodzi z opłat naliczanych bezpośrednio od składki. Towarzystwa otrzymują je bez względu na to, jaka jest stopa zwrotu z podejmowanych przez nie inwestycji. Sytuacja ta nie zmieni się w sposób istotny w najbliższym czasie. Ich motywacja do starannego działania byłaby więc, oględnie mówiąc, ograniczona. Nie zmienia tego zbytnio, przewidziana w ustawie o organizacji i funkcjonowaniu funduszy emerytalnych, instytucja minimalnej wymaganej stopy zwrotu.
Po drugie, pan Paweł Perz słusznie wprowadza rozróżnienie między zabezpieczającym i spekulacyjnym celem stosowania instrumentów pochodnych. Pojawia się jednak problem ich rozgraniczenia w codziennej praktyce. Pewnych wskazówek na temat tego, jaki charakter ma dana transakcja, może udzielić wchodzący w życie od 1 stycznia 2002 roku art. 35a ust. 3 ustawy o rachunkowości. Choć jego wprowadzenie jest znaczącym postępem w porównaniu z sytuacją obecną, to jednak wciąż nie rozwiewa szeregu zasadniczych wątpliwości. Powstaje na przykład pytanie: kto miałby rozstrzygać spory co do spekulacyjnego lub zabezpieczającego charakteru omawianej grupy transakcji?
W praktyce mamy więc do czynienia z wyborem: zezwolić na stosowanie instrumentów pochodnych niezależnie od motywu, dla którego dokonywana jest transakcja, lub ich stosowania zabronić. Jedynym wchodzącym w grę ograniczeniem mogłoby być określenie maksymalnej dopuszczalnej skali zaangażowania OFE w instrumenty pochodne jako odsetka wielkości aktywów funduszy, podobnie jak ma to miejsce w przypadku innych typów inwestycji.
Po trzecie, szkoda że polemista nie zechciał dostrzec istotnej zależności między szerokim stosowaniem instrumentów pochodnych a możliwością wyraźnego ograniczenia stopy zwrotu funduszy. Struktura przychodów PTE mogłaby spowodować, w przypadku możliwości szerokiego stosowania instrumentów pochodnych, znaczne zmniejszenie ich zainteresowania maksymalizacją stopy zwrotu, związanej, jak wynika to z teorii zarządzania portfelem, z podwyższonym ryzykiem. Po co się męczyć, kiedy można zagwarantować sobie przy użyciu derywatów osiągnięcie stopy zwrotu nieco wyższej od przewidywanej minimalnej wymaganej stopy zwrotu (unikamy przykrego obowiązku uzupełnienia niedoboru) i skoncentrować się na spokojnym pobieraniu prowizji?