Na giełdzie nierzadko bywa tak, że najwięcej zarabia się nie na tych spółkach, które znajdują się na językach inwestorów, ale na tych, o których mało kto pamięta. Niedawne zachowanie "maluchów" z branży chemicznej to świetna ilustracja dla tej teorii. Jeszcze pod koniec ubiegłego roku wspomnianymi firmami mało kto się interesował. Dziś - po tym jak w pierwszym półroczu ich cena wzrosła ponaddwukrotnie - rzesza amatorów znacznie się rozrosła.
W szeroko pojętej branży chemicznej (według klasyfikacji GPW) znajduje się 7 spółek o kapitałach własnych poniżej 100 mln zł. Wśród nich właściwie tylko Permedia prowadzą działalność chemiczną sensu stricto. Pozostałe to producenci opakowań z tworzyw sztucznych (Plast-Box, ZTS Erg), firmy kosmetyczne (Kolastyna, Pollena Ewa) oraz jeden wytwórca drogowych trójkątów ostrzegawczych Suwary.
Co - poza działalnością - łączy te spółki? Przede wszystkim kiepska płynność. Średnie obroty w tym roku na poziomie 100 tysięcy zł dziennie (liczone jednostronnie) to niemal gwarancja, że firmą nie zainteresuje się żadna instytucja finansowa. Co więcej, nawet to niewielkie 100 tys. to przede wszystkim zasługa Kolastyny - tegorocznego debiutanta - który dzięki "efektowi świeżości" wciąż przykuwa uwagę inwestorów. W przypadku Polleny Ewy czy Suwar rzadko właściciela zmieniały akcje za więcej niż 50 tys. zł.
Niska płynność to zapewne główny, ale niejedyny powód, dla którego inwestorzy woleli trzymać się z dala od walorów mikrusów z branży chemicznej. Swoje trzy grosze dołożyły niekorzystne kursy walut i ceny surowców na światowych rynkach, Efekt? Przedsiębiorstwa były wyceniane ze sporym dyskontem do całej branży chemicznej. Średni stosunek ceny do zysku balansował w okolicach 17, podczas gdy dla porównania dla sektora wskaźnik ten wynosił 24. Niechęć inwestorów do tych firm była więc aż nadto wyraźna.
Czarne chmury ciążące nad chemicznymi "maluchami" rozwiały się jednak zupełnie w ciągu ostatnich miesięcy i sytuacja zmieniła się diametralnie. Od początku roku 7 najmniejszych firm z sektora podrożało przeciętnie o 67 proc., czyli 45 punktów procentowych więcej niż WIG. Skutek jest taki, że przeciętny wskaźnik ceny do zysku wynosi już nie 17, a ponad 41, czyli o wiele więcej niż średnie rynkowe. Wiele z firm jeszcze niedawno pokonywało kolejne historyczne szczyty. Co natchnęło giełdowych graczy takim optymizmem? Co do tego większość analityków jest zgodna - skokowa poprawa wyników za pierwszy kwartał. I trudno się temu dziwić. Jeśli spojrzymy na osiągnięcia wspomnianych 7 "maluchów", to okaże się, że ich przychody wzrosły o przeszło 30 procent. Towarzyszyła temu wyraźna poprawa marż i rentowności, dzięki czemu firmy zarobiły również krocie na poziomie wyniku netto - prawie 110 proc. więcej niż w I kwartale 2006 roku.