Spadek marż rafineryjnych uderza w polskie firmy paliwowe

Akcje Orlenu i Grupy Lotos drożały zazwyczaj wtedy, gdy na światowych rynkach w górę szły ceny ropy naftowej. Ostatnie skoki cen surowca już nie przekładają się na kursy naszych rafinerii. Nic nie wskazuje też na to, żeby stare miało szybko wrócić

Publikacja: 30.10.2007 06:51

Dotychczas często bywało tak, że wzrosty cen ropy naftowej na światowych rynkach ciągnęły za sobą kursy wszelkich firm związanych z przemysłem naftowym. Korzystały na tym również polskie spółki: Orlen i Grupa Lotos, które przecież albo nie prowadzą wydobycia wcale, albo pozyskują ropę w bardzo nieznacznych ilościach, niewspółmiernych do własnego zapotrzebowania na ten surowiec.

Ropa znowu drożeje, i to w szalonym tempie, ale po wspomnianym wyżej efekcie nie ma ani śladu. Giełdowe kursy polskich firm rafineryjnych wcale nie idą w górę. Analitycy i inwestorzy nie spodziewają się po prostu, aby wyniki finansowe tych spółek miały się w znaczącym stopniu poprawiać. Dlaczego?

Marże się spłaszczają

Zasadniczą przyczyną jest zjawisko, które można najprościej określić "rozjeżdżaniem się" poziomu marż rafineryjnych i kursów ropy naftowej. Przez ostatnich kilka lat prawie każdy wzrost cen tego surowca na światowych giełdach powodował bardzo zbliżony wzrost marż rafineryjnych. Mniej więcej od 2003-2004 roku ta korelacja była prawie jak jeden do jednego.

- W czerwcu czy w lipcu tego roku marża w produkcji benzyn dochodziła nawet do 30 USD na baryłce - mówi Andrzej Szczęśniak, niezależny analityk branży paliwowej. - A trzeba powiedzieć, że na świecie to właśnie benzyny w znacznie większym stopniu niż olej napędowy wpływają na kształtowanie się marż rafineryjnych - dodaje.

Można było zatem przypuszczać, że kolejny skok cen ropy naftowej, z jakim mamy teraz do czynienia, również pociągnie za sobą w górę marże. Tak się jednak nie stało. - Teraz marże rafineryjne na benzynę nie tylko nie rosną, ale spadają i zbliżają się już do zera - wyjaśnia Andrzej Szczęśniak. Przyczyny tego stanu rzeczy są co najmniej dwie.

Wzrost mocy rafineryjnych

Światowy przemysł rafineryjny rozpoczął jakiś czas temu wiele inwestycji, których efektem miało być zwiększenie mocy produkcyjnych. Już na przełomie tego i następnego roku będą oddane do użytku kolejne nowe rafinerie oraz odremontowane zakłady. Dotyczy to przede wszystkim Stanów Zjednoczonych. Moce rafineryjne istotnie więc wzrosną, czego efektem będzie z pewnością wzrost konkurencji. Rafinerie będą skazane zatem na zmniejszenie marż.

Druga bardzo ważna przyczyna spadku marż ma naturę finansowo-psychologiczną. Otóż tzw. gotowość do płacenia za paliwa coraz większych kwot istotnie się zmniejszyła w ostatnich miesiącach. Decydujące znaczenie ma tu znowu rynek USA.

Budzą się Chiny i USA

Jak zauważa Andrzej Szczęśniak, nie bez znaczenia jest również to, że mamy właśnie do czynienia z sezonowym spadkiem popytu na paliwa. - Z drugiej strony faktem jest także to, że analitycy przewidują wzrost popytu na ropę naftową - mówi specjalista. - Obudzić się ma znowu rynek chiński, a także amerykański. To właśnie Państwo Środka, a także kraje Zatoki Perskiej są "winne" ponad połowie, przewidywanego przez Międzynarodową Agencję Energii, wzrostu popytu w 2007 i 2008 roku - dodaje A. Szczęśniak.

Z kolei Stany Zjednoczone Ameryki w minionym roku zmniejszyły konsumpcję o ponad 200 tys. baryłek, czyli ponad 10 mln ton rocznie, ale w tym roku zwiększą o 15 mln ton. - Wyraźnie widać, że rynek gra na duży niedobór ropy naftowej - konkluduje A. Szczęśniak.

Nie należy również zapominać o czynnikach spekulacyjnych, które choć w coraz większym stopniu wydają się oderwane od realiów, to jednak nadal potrafią dość silnie wpływać na światowe rynki. Podobnie jak kilka tygodni temu, gdy za baryłkę Brent płacono 70 USD, tak i teraz, gdy jej cena osiągnęła 90 USD, pojawiają się kolejne spekulacje dotyczące wojen i napięć regionalnych, huraganów i zamachów terrorystycznych oraz restrykcji niektórych państw, takich jak Kazachstan, Rosja czy Wenezuela.

komentarze

Krzysztof Stępień

"Parkiet"

Inwestorzy patrzą z obawą

na rynek ropy naftowej

Od końca czerwca do początku października szybko malała liczba inwestorów oczekujących na wzrost ceny ropy naftowej. Z danych Bloomberga wynika, że odsetek ten zmniejszył się w tym czasie z blisko 50 proc. do znacznie poniżej 10 proc., najniższego poziomu w ostatnich latach. To dobrze obrazuje obecne dychotomiczne nastawienie do trwającej zwyżki. Z jednej strony sprzyja koncernom paliwowym, ale jednocześnie stanowi dodatkowe wyzwanie dla światowej gospodarki, której kondycja jest zagrożona przez amerykański kryzys na rynku nieruchomości. Mniejsze marże rafineryjne pokazują, że nie tak łatwo jest przerzucać wyższe koszty surowca na odbiorców. Ostatnie trzy tygodnie, a szczególnie miniony, to duża poprawa nastrojów - zwolenników dalszej zwyżki jest już 42 proc. Coraz mniej inwestorów chce walczyć z trendem na rynku. To może wzmocnić kursy firm paliwowych, ale jest przy tym ostrzeżeniem przed wyczerpywaniem się potencjału wzrostu cen ropy.

Ludomir Zalewski

DM PKO BP

Orlen i Lotos nie wydobywają

i sprzedają, tylko kupują ropę

Wzrost ceny ropy naftowej na światowych giełdach nie powoduje wzrostu kursów polskich spółek paliwowych z bardzo prostego powodu. Nasze firmy - Orlen i Grupa Lotos - nie wydobywają ropy (wydobycie należącego do tej drugiej przedsiębiorstwa Petrobaltic jest marginalne, pokrywa bowiem zaledwie 5 proc. zapotrzebowania gdańskiej rafinerii na ropę - przyp. red.), lecz przeciwnie - muszą kupować drożejący wciąż surowiec. W przypadku polskich koncernów produkujących paliwa niebagatelne znaczenie ma umacnianie się naszej waluty wobec dolara. Choć cena surowca wyrażona w amerykańskiej walucie szybko rośnie, to w przeliczeniu na złote nie jest to już tak dynamiczny wzrost.

Maciej Janiec

ReAKKT

Wzrost cen ropy może pociągnąć w górę kurs PGNiG

To, że na światowych giełdach ceny ropy idą w górę, nie przekłada

się na kursy spółek rafineryjnych, takich jak Orlen czy Grupa Lotos,

ale może i prawdopodobnie będzie powodować wzrost kursu akcji Polskiego Górnictwa Naftowego i Gazownictwa. Na razie akcje tej firmy nie drożeją, ponieważ jej sytuację komplikują inne czynniki. Można się spodziewać, że jeszcze w pierwszej połowie 2008 r. w związku z cenami gazu kupowanego od Gazpromu, wzrosną koszty PGNiG. Z drugiej strony, pod znakiem zapytania stoi to, czy spółka zdoła je na czas zrekompensować wyższymi taryfami gazowymi. Może bowiem nie zdążyć przygotować na czas wniosku w tej sprawie do Urzędu Regulacji Energetyki. A nawet gdyby to zrobiła, URE raczej nie będzie skłonny do zaaprobowania istotnych podwyżek.

O wzrostach cen decydują różne czynniki, ale głównie słaby dolar

Już niemal codziennie ceny ropy naftowej biją kolejne rekordy na nowojorskiej giełdzie. Wczoraj za baryłkę z dostawą za trzy miesiące płacono na początku notowań 93,20 USD. W Londynie baryłka kosztowała po południu 89,22 USD, co też było rekordem wszech czasów.

Nową przyczyną wzrostu cen ropy była informacja z Meksyku o zmniejszeniu tamtejszej produkcji o jedną piątą w wyniku sztormów przechodzących nad Zatoką Meksykańską. Jest to teren dla cen ropy wrażliwy, bo Stany Zjednoczone sprowadzają z Meksyku prawie 1,5 mln baryłek dziennie i kraj ten zajmuje drugie miejsce w amerykańskim imporcie tego surowca. Sięgające ośmiu metrów fale przewróciły na wodach Zatoki platformę wiertniczą. Zginęło co najmniej 21 zatrudnionych na niej robotników.

Przy tak wyraźnie wzrostowej tendencji cen ropy do ich wywindowania na kolejny rekordowy poziom wystarcza każda informacja o zmniejszeniu dostaw, zwłaszcza do Stanów Zjednoczonych, które zużywają najwięcej tego surowca na świecie. Najczęściej wystarczają zresztą tylko obawy o zmniejszenie dostaw. Tak było w przypadku tureckich gróźb zaatakowania pozycji kurdyjskich separatystów w roponośnym północnym Iraku czy ogłoszenia przez USA kolejnych sankcji przeciwko Iranowi, mających na celu zmuszenie go do rezygnacji z programu nuklearnego.

Bezspornie główną przyczyną wzrostu cen ropy naftowej i wielu innych surowców jest jednak systematycznie słabnący amerykański dolar. W tej walucie denominowane są ceny surowców notowanych na giełdach i jest rzeczą oczywistą, że im dolar jest mniej wart w porównaniu z innymi walutami, tym wyższe muszą być te ceny. W takich warunkach jeszcze większą aktywność niż zazwyczaj wykazują duzi inwestorzy spekulacyjni. Chcąc zabezpieczyć się przed stratami powodowanymi przez spadek kursu dolara, lokują w innych aktywach, w tym również w surowce. W każdym razie przyczyna obecnego rekordu

ceny ropy jest inna niż poprzedniego, z końca 1979 r. Wtedy po tzw. rewolucji irańskiej gwałtownie spadła podaż ropy i zaczęło jej po prostu na świecie brakować. Teraz ceny rosną w wyniku wzajemnych psychologicznych powiązań producentów, inwestorów i konsumentów. W każdym razie analitycy są na ogół zgodni co do tego, że sto dolarów za baryłkę ropy jest tylko kwestią czasu, i to niedługiego.

A wtedy może paść nie tylko nominalny, ale i realny rekord ceny ropy. Po uwzględnieniu inflacji mieści się on w przedziale 100-110 USD. Tyle baryłka kosztowała pod koniec 1979 r. Ale też wtedy średni dochód w przeliczeniu na mieszkańca w krajach G7 wystarczał na kupno 320-350 baryłek, a teraz płacąc po 100 USD, będą sobie mogli kupić po 456 baryłek. I pewnie kupią.

Gospodarka
Donald Tusk o umowie z Mercosurem: Sprzeciwiamy się. UE reaguje
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Gospodarka
Embarga i sankcje w osiąganiu celów politycznych
Gospodarka
Polska-Austria: Biało-Czerwoni grają o pierwsze punkty na Euro 2024
Gospodarka
Duże obroty na GPW podczas gwałtownych spadków dowodzą dojrzałości rynku
Materiał Promocyjny
Cyfrowe narzędzia to podstawa działań przedsiębiorstwa, które chce być konkurencyjne
Gospodarka
Sztuczna inteligencja nie ma dziś potencjału rewolucyjnego
Gospodarka
Ludwik Sobolewski rusza z funduszem odbudowy Ukrainy