W III kwartale osiem największych banków działających na rynku kredytów hipotecznych udzieliło blisko 9 proc. więcej kredytów niż przed rokiem, jednocześnie jednak było to 10 proc. mniej niż w II kwartale - zauważa w swym raporcie Emil Szweda, analityk Open Finance. Największy spadek w stosunku do okresu lipiec-wrzesień zanotował Bank Millennium (19,4 proc.), ING Bank Śląski (15,8 proc.) oraz PKO BP (12,4 proc.).

Emil Szweda podkreśla, że za sprawą dobrej sytuacji na rynku pracy wciąż rośnie liczba zaciąganych kredytów hipotecznych, jednak zaobserwować można dwie tendencje. Pierwszą z nich jest słabsza dynamika wzrostu liczby udzielanych kredytów w porównaniu z pierwszym półroczem. Drugą - wciąż widoczny szybki wzrost liczby budowanych mieszkań (według GUS wynosi on za pierwsze dziesięć miesięcy tego roku 15,3 proc. w stosunku do 2006 r.) oraz jeszcze szybszy wzrost liczby budów rozpoczętych i planowanych (pozwolenia na budowę).

Zdolność do zaciągania coraz wyższych kredytów hipotecznych jest ograniczana przez wzrost stóp procentowych, jaki obserwujemy od końca I kw. Natomiast zarówno wzrost wynagrodzeń, jak i obniżenie składki rentowej pomagają tę zdolność poprawić. - Przez ostatnie 12 miesięcy przeciętna rata 30-letniego kredytu hipotecznego w złotych wzrosła o 13,8 proc., natomiast przeciętny wzrost wynagrodzeń brutto wyniósł 11 proc. Biorąc pod uwagę proporcje (kredyt nie może stanowić całości wynagrodzenia). Można zaryzykować tezę, że te dwa elementy znoszą się wzajemnie, a ich łączny wpływ na zdolność kredytową jest neutralny - twierdzi analityk.

Jego zdaniem, zmniejszona dynamika wzrostu liczby udzielonych kredytów hipotecznych sugeruje, że wysokie ceny nieruchomości powoli przestają być akceptowane. Według Emila Szwedy, w obecnej sytuacji najbardziej prawdopodobny wydaje się scenariusz, w którym umiarkowany wzrost popytu na kredyty (w czwartym kwartale silniejszy niż w trzecim, ale w dłuższym terminie dynamika może jeszcze maleć) może słabnąć w miarę jak rosnąć będą stopy procentowe. - W efekcie można spodziewać się stabilizacji cen nieruchomości lub ich wzrostu w granicach inflacji - uważa.

Analityk Open Finance twierdzi, że nieco mniej prawdopodobny jest spadek popytu na kredyty (ze względu na dobrą sytuację na rynku pracy), ale przy szybko rosnących stopach procentowych nie da się tego wykluczyć, czego efektem byłby umiarkowany spadek cen mieszkań i domów. - Najmniej prawdopodobny wydaje się obecnie silny wzrost popytu na kredyty i mieszkania, który byłby wystarczająco mocny, by podnieść ceny mieszkań - sądzi Emil Szweda.