Zakład życiowy, którego właścicielem jest niemiecki koncern ubezpieczeniowy Talanx, w 2008 r. wykazał 5,6 mln zł straty. Waleryś przyznaje, że wynik netto był gorszy od zakładanego. Dlaczego? – Od sierpnia złoty wyraźnie się osłabił, co wpłynęło negatywnie na nasz biznes. Musieliśmy płacić większe czynsze za wynajem powierzchni biurowej. Wzrosły też koszty licencji oprogramowania, za które płaci się najczęściej w dolarach – wyjaśnia Waleryś.
Towarzystwo HDI-Gerling Życie nie zostało jednak dokapitalizowane przez swojego niemieckiego właściciela i w tym roku już nie będzie. – Spełniamy wszelkie wymogi wypłacalności z zapasem. Poziom naszych funduszy własnych jest odpowiedni, by bezpiecznie rozwijać biznes – tłumaczy Waleryś.
Prezes ocenia, że wyjście na zero w 2009 r. w kierowanym przez niego towarzystwie jest bardzo prawdopodobne. – Po dwóch miesiącach bieżącego roku zarobiliśmy około 1 mln zł – zdradza. – Będziemy chcieli utrzymać dyscyplinę kosztową i zrealizować nasze założenie co do wyniku netto – dodaje.
Aby towarzystwo znów nie pokazało na koniec roku straty, potrzebne będą z pewnością przychody wyższe niż w roku 2008, kiedy zakład zebrał ze składek 167 mln zł, czyli o 43,5 proc. mniej niż w 2007 (wtedy – 296 mln zł).
Tymczasem zebranie składek o większej wartości może być trudne. – Przed 2008 rokiem składka rosła głównie dzięki ubezpieczeniom ochronno-inwestycyjnym o składce jednorazowej, powiązanym z ubezpieczeniowymi funduszami kapitałowymi. Spadek składki przypisanej brutto w 2008 r. to wina bessy na giełdzie. Czy polisy ze składką jednorazową odżyją już w tym roku, chyba nikt nie potrafi powiedzieć – przyznaje Waleryś.