Coraz częściej pojawiają się sygnały, że trwające od ponad trzech miesięcy ożywienie na światowych giełdach może się mieć ku końcowi. Najświeższym z nich było poniedziałkowe tąpnięcie najważniejszych europejskich indeksów o około 3 proc., a amerykańskiego S&P 500 o ponad 2 proc. W Azji gwałtowna przecena trwała również we wtorek.
Co jednak ważniejsze, na wielu parkietach tendencja spadkowa widoczna jest od początku czerwca. Analitycy na razie są umiarkowanymi optymistami. Jak twierdzą, do dołków z marca nie ma już powrotu, jednak tempo wzrostu notowań, z jakim mieliśmy ostatnio do czynienia, także jest nie do utrzymania.
[srodtytul]Jak narodziły się byki [/srodtytul]
Po eskalacji kryzysu jesienią 2008 r. większość indeksów giełdowych minima osiągnęła na przełomie lutego i marca. Rządy zaczęły wówczas wprowadzać w życie wielomiliardowe pakiety stymulacyjne, będące w centrum kryzysu banki w I kwartale przedstawiły zaskakująco dobre wyniki, a z całego świata zaczęły napływać sygnały wskazujące na stabilizację koniunktury.
Wycena akcji wydawała się nadzwyczaj atrakcyjna. W rezultacie amerykański indeks S&P 500 zwyżkował od 9 marca do szczytu z minionego piątku o 40 proc. Paneuropejski indeks DJ Stoxx 600 od dołka do szczytu skoczył o 36 proc., a nasz WIG20 o 54 proc. Na wielu rynkach wschodzących, m.in. na Węgrzech, w Rosji i Indiach, wzrosty przekroczyły 75 proc.