Minister skarbu (obie spółki są kontrolowane przez państwo) będzie musiał dobrać odpowiednie argumenty, by przekonać te instytucje, że tak znacząca koncentracja na rynku w sektorze jest słuszna i pożyteczna dla gospodarki.
Według naszych rozmówców trudno będzie je znaleźć, bo w wyniku koncentracji konkurencja na rynku mogłaby zostać istotnie ograniczona. PGE po przejęciu Energi miałaby bowiem prawie 45 proc. udziału w sprzedaży prądu w kraju. Chyba że prezes UOKiK uznałaby, że transakcja – mimo iż wzmacniałaby dominującą pozycję PGE na rynku – przyczyniłaby się do rozwoju ekonomicznego, postępu technicznego albo wywarłaby pozytywny wpływ na gospodarkę narodową.
Taki wytrych daje w podobnych sytuacjach art. 19 ustawy o ochronie konkurencji i konsumentów. Jako uzasadnienie mogłoby posłużyć w tym przypadku zapewnienie bezpieczeństwa energetycznego kraju Na mocy wydanych na tej podstawie prawnej decyzji utworzone zostały cztery spółki energetyczne: Polska Grupa Energetyczna, Tauron Polska Energia, Energa oraz Enea.
Tymczasem prezes PGE Tomasz Zadroga potwierdza oficjalnie, że analizuje możliwość udziału w przetargu na akcje Energi, który MSP ma ogłosić w przyszłym roku. – W naszej strategii do 2012 r. przewidzieliśmy wydatki na akwizycje w kraju i za granicą na kwotę około 5 mld zł – dodał. – Jedyną firmą, która mogłaby wchodzić w grę na polskim rynku, jest właśnie Energa. Zatem analizujemy możliwość złożenia oferty. Jeżeli mamy być aktywni na rynku, to powinniśmy zwiększyć sprzedaż. Część wytwórczą mamy jako grupa bardzo znaczącą, a nie jest tajemnicą, że pozyskanie nowych klientów byłoby bardzo korzystne. Na pewno moglibyśmy naszym akcjonariuszom wykazać korzyści wynikające z zakupu Energi i efekty synergii.
Prezes Zadroga odpiera też zarzuty, że po ewentualnej transakcji jego firma będzie kontrolować polski rynek. – Nie poprzez wielkość udziałów kontroluje się rynek – dodał. Przykład Czech, gdzie CEZ ma znacznie większe niż my, to wyraźnie potwierdza.