Gdyby uwzględnić dywidendę, ubiegłoroczny zysk z inwestycji w akcje koncernu rośnie do 318 proc. Polska Miedź, jak na tak dużą firmę przystało, była w ubiegłym roku prawdziwą lokomotywą giełdy. Odrabiała dystans z 2008 r., kiedy papiery potaniały o 73 proc.
Kurs i wyniki finansowe spółki z Lubina są bardzo ściśle powiązane z notowaniami miedzi na Londyńskiej Giełdzie Metali (LME). A czerwony metal drożeje nieprzerwanie od końca 2008 roku. W roku 2009 był to wzrost z 3 tys. do 7,4 tys. dolarów za tonę. Wszystko dlatego, że inwestorzy uwierzyli, iż najgorszy kryzys finansowy od lat 30. XX wieku jest już właściwie za nimi. Uwierzyli też, że rządom i bankom centralnym udało się uporać z recesją. A ożywienie w gospodarce - trwałe i dość mocne - będzie oznaczać rosnący popyt na miedź, np. w rozpędzających się Chinach.
Miniony rok obfitował w emocjonujące wydarzenia dotyczące spółki, a ten rok przyniósł ich kontynuację (wystarczy wspomnieć sprzedaż 10 proc. akcji przez Skarb Państwa). Nie miały one jednak większego znaczenia dla wahań kursu. Wystarczyło kupić akcje KGHM, wierząc, że miedź będzie drożała.
Jeszcze w pierwszych miesiącach 2009 roku sytuacja zapowiadała się bardzo źle - zarząd prognozował, że KGHM osiągnie mniej niż 0,5 mld zł zysku netto, i to tylko dzięki transakcjom zabezpieczającym (hedgingowi) oraz dywidendzie z Polkomtela. Spodziewano się, że kurs miedzi na LME utrzyma się na poziomie 3 tys. USD przez kilkanaście miesięcy.
Ostatecznie lubiński koncern musiał kilka razy podnosić prognozę wyników finansowych. Za każdym razem zarząd podkreślał, że wzrost notowań miedzi na LME nie ma nic wspólnego z fundamentami. W maju koncern podniósł prognozę zysku netto z 0,5 mld do 1,9 mld zł. W połowie listopada szacunki zostały skorygowane do 2,25 mld zł - dziś już wiadomo, że i ten plan został nieco przekroczony.