Goldman Sachs, Morgan Stanley, Citigroup – w ostatnich tygodniach te trzy globalne instytucje zapowiedziały otwarcie oddziałów bankowości inwestycyjnej w Polsce. Inne instytucje rozszerzają działalność. Zainteresowaniu polskim rynkiem sprzyja przyśpieszenie prywatyzacji i relatywnie dobra kondycja krajowej gospodarki. Zarządzający bankami przyznają, że inwestorzy coraz częściej pytają o dostęp do warszawskiej giełdy. Do aktywizacji tych instytucji w regionie przyczynił się także resort skarbu, który wybierając doradców przy prywatyzacji PZU, zaznaczał, że oczekuje bardziej widocznego wejścia na polski rynek.
[srodtytul]Cykliczny biznes[/srodtytul]
– Zachęcamy duże banki inwestycyjne do lokowania się w Polsce i już mamy tego efekty. Aż dziewięć największych instytucji finansowych uruchomiło lub zapowiedziało uruchomienie swoich placówek w naszym kraju. To oznacza nie tylko wzrost znaczenia naszego kraju, ale również zapewnia dodatkowe miejsca pracy – mówił w czwartek posłom z Sejmowej Komisji Skarbu wiceminister skarbu Adam Leszkiewicz.
Nie wszyscy jednak podzielają ten entuzjazm. – Bankowość inwestycyjna to biznes cykliczny. Wiele zachodnich instytucji było aktywnych w Polsce podczas przyśpieszonej prywatyzacji w latach 90., potem zamykały oddziały. Teraz banki wracają – usłyszeliśmy od naszych rozmówców. – Nigdy oddział w Polsce nie będzie w pełni funkcjonalny. To, co mogą zapewnić jego pracownicy, to tzw. coverage na lokalny rynek. To nie wystarczy do przeprowadzania transakcji – mówią osoby z branży.
Typowy zespół bankierów składa się oprócz ekspertów od regionu ze specjalistów od danej branży oraz osób szukających nabywców (na akcje, produkty, spółki). Te dwie ostatnie grupy składają się zwykle z osób z biur londyńskich. – Większość specjalistów będzie pojawiać się w Warszawie tylko na chwilę, aby rozmawiać z klientami – zgodnie oceniają eksperci.