To prawdopodobne. Wiele zależy jednak od kursu walutowego. Niewykluczone też, że w drugiej połowie roku rząd znowelizuje ustawę budżetową, aby ograniczyć deficyt finansów publicznych.
Rząd może też sięgnąć po pieniądze z OFE. Zmiany w systemie emerytalnym są potrzebne?
Zmiany są potrzebne, ale raczej w przeciwnym kierunku, niż proponuje rząd, czyli w kierunku większego polegania na filarze kapitałowym, nawet nie koniecznie dokładnie w obecnej formie. Byłoby lepiej gdyby reforma emerytalna była dokończona, a nie porzucona. Zmiany w systemie w krótkim okresie mogłyby podreperować budżet. Ale w długim okresie ograniczenie roli filaru kapitałowego przyczyniłoby się do wzrostu długu publicznego. Stworzenie tego filaru miało przecież na celu ujawnienie 'ukrytego' długu emerytalnego.
Skutki krótkookresowe jego likwidacji lub ograniczenia mogłyby jednak być korzystne?
W pewnym sensie tak, bo rząd nie musiałby obcinać wydatków publicznych, i nie pogłębiałby spowolnienia gospodarczego. Ale w przyszłości ówczesny rząd i tak musiałby znaleźć pieniądze na wypłatę emerytur, które „przeszły" z OFE do ZUS-u. Czyli musiałby albo obciąć inne wydatki albo podnieść podatki.
A jak ewentualne zmiany w systemie emerytalnym wpłynęłyby na rynek finansowy?
Gdyby została ograniczona składka do OFE, to zmniejszyłby się ich popyt na akcje, który w pewnym sensie wspiera ten rynek. Wpływ na rynek obligacji byłby mniejszy, bo spadłby zarówno popyt na nie, jak i ich podaż. Inaczej by było, gdyby OFE miały przekazać rządowi obligacje, które mają w swoich portfelach inwestycyjnych. Wówczas fundusze, jeśli chciałyby utrzymać dotychczasowy rozkład między różne klasy instrumentów, byłyby zmuszone sprzedać inne aktywa. To by wywarło presję na ceny na polskiej giełdzie, ale też na płynność. Mogłoby to też osłabić szanse uczynienia z Warszawy regionalnego centrum finansowego
W biuletynie „Top of Mind" napisała Pani, że choć ekonomiczny rachunek nie przemawia obecnie za tym, aby Polska przystępowała do strefy euro, to ze względów politycznych i tak powinniśmy się w niej znaleźć. Dlaczego?
Nie twierdzę, że to powinien być cel Polski, ale że pewnie jest to jeden z powodów odnowienia się dyskusji nad przystąpieniem. Strefa euro i cała UE się redefiniuje a centrum dyskusji przesunęło się do Eurogrupy. Polska jako członek UE będzie musiała i tak reagować na to, co postanowią członkowie strefy euro. A skoro tak, to rząd pewnie będzie wolał uczestniczyć w podejmowaniu tych decyzji, a nie znaleźć się poza centrum decyzyjnym. Natomiast ekonomicznie Polska faktycznie nie jest na to gotowa. Zyski z przejścia na euro byłyby obecnie małe.
Paul Krugman twierdzi, że to byłaby katastrofa, bo – jak twierdzi - Polska przeszła przez kryzys suchą nogą właśnie dzięki własnej walucie. Nie przesadza?
Posiadanie własnej waluty podczas kryzysu rzeczywiście bardzo pomogło polskiemu eksportowi. Ale jednak ważniejsze było to, że Polska weszła w kryzys z relatywnie silną gospodarką z niskim długiem i to, że Polska gospodarka nie jest głęboko zintegrowana ze strefą euro. W przypadku takich krajów jak Holandia, Belgia czy Niemcy, które są mocno ze sobą zintegrowane i bardziej do siebie podobne, nieposiadanie własnej waluty jest mniejszym problemem. W tym kontekście często porównuje się Szwecję i Finlandię. Choć pierwszy z tych krajów jest poza strefą euro, a drugi do niej należy, różnice w ich drodze przez kryzys nie były duże.
Jeśli Polska bardziej zintegruje się z Europą, to znaczenie własnej waluty dla stabilności finansowej spadnie?
Jeśli do tego Polska będzie miała silniejsze finanse publiczne i mniejszą zależność od zagranicznego finansowania, to wtedy posiadanie własnej waluty stanie się relatywnie mniej ważne.