– Dzisiaj dla nas najważniejszą kwestią jest, żeby Polak dysponujący swoimi pieniędzmi wiedział, że to jest naprawdę jego decyzja, w jaki sposób chce oszczędzać na emeryturę. Nie jestem doktrynalnym przeciwnikiem OFE, ale widzę, że dotychczasowe osiągnięcia OFE, w tym poziom emerytury, jaki one gwarantują, w porównaniu z tym, ile pieniędzy one zarobiły, jest – mówiąc delikatnie – nie do zaakceptowania – stwierdził premier w programie „Tomasz Lis. Na żywo".
We wtorek podczas posiedzenia rządu Tusk powtórzył, że zmiany w systemie emerytalnym będą szły w kierunku wzmocnienia „decyzyjności" przyszłych emerytów oraz stworzenia im możliwości wyboru formy oszczędzania na emeryturę. Podkreślił, że pieniądze zgromadzone w funduszach nie są własnością obywateli.
Dobrowolność zaszkodzi
To właśnie ta „dobrowolność" wzbudza niepokój zarządzających. Przekonują, że choć rynek kapitałowy uniknie czarnego scenariusza, dni funduszy emerytalnych są policzone.
– Można jedynie zakładać, że odsunęliśmy się wystarczająco daleko od wariantu węgierskiego, żeby indywidualni inwestorzy i uczestnicy funduszy inwestycyjnych nie musieli się obawiać gwałtownych spadków na naszej giełdzie – mówi Jarosław Niedzielewski, dyrektor inwestycyjny w Investors TFI.
– Wykluczając scenariusz węgierski można jednak przyjąć, że „reforma" OFE znacząco zmniejszy popyt na akcje pochodzący z tych instytucji – zastrzega. Podkreśla przy tym, że wciąż zbyt mało wiemy, żeby móc przewidzieć ostateczny wpływ zmian, które planuje rząd, zarówno na budżet emerytów, jak i rynki kapitałowe.