Te straty są czasem nawet dotkliwe, przekraczają 4 proc. w ciągu jednego miesiąca. Najlepsze strategie od początku roku wciąż są na plusie rzędu 3–4 proc., ich zyski jednak szybko topnieją.
Zarządzających nie dziwi jednak popularność funduszy dłużnych. Przez ostatnie dwa lata zarabiały one 10–15 proc. rocznie. Zysk najlepszych zbliżał się do 20 proc. – więcej niż wielu funduszy akcji. Zwabieni historycznymi stopami zwrotu inwestorzy, „siłą rozpędu", powierzają swoje pieniądze funduszom obligacji.
Jak pies do jeża
Czy straty z ubiegłych tygodni podziałają jak kubeł zimnej wody na klientów TFI i czy zauważą oni, że w czasie gdy na obligacjach można było stracić ponad 4 proc., fundusze akcji dały zarobić 5–11 proc.?
Klienci TFI już zaczynają się nieśmiało przerzucać na akcje. W maju do funduszy inwestujących na giełdzie wpłacono o 560 mln zł więcej niż z nich wypłacono. Z jednej strony niewiele – porównując z kapitałem płynącym do funduszy obligacji. Z drugiej – całkiem sporo, bo najwięcej od dwóch lat. – Wzrost zainteresowania produktami akcyjnymi zaczyna być widoczny. Bardzo dobre zachowanie giełdy w maju przyciągnęło do nich ponad pół miliarda złotych – potwierdza Marlena Janota, członek zarządu BZ WBK TFI.
Zastrzega jednak, że masowego przepływu pieniędzy z funduszy obligacji do funduszy akcji nie należy się spodziewać. – Produkty akcji nie są dla każdego i nawet słabsze wyniki funduszy obligacji nie spowodują przeniesienia pieniędzy do bardziej perspektywicznych funduszy akcji. Są osoby, które mając nawet długi horyzont inwestycyjny, lokują swoje oszczędności na lokatach i funduszach dłużnych. Awersja do ryzyka skłania ich do ostrożnego podejścia do inwestowania. W przypadku takich osób, utrzymująca się podwyższona zmienność na rynku obligacji spowoduje raczej przeniesienie środków na lokaty i w fundusze ochrony kapitału niż w fundusze z udziałem akcji – mówi Janota.