Jak spółki internetowe wynagradzają kontrahentów

Amerykańskie spółki internetowe stosują kontrowersyjny sposób wynagradzania swoich klientów, dostawców oraz innych osób powiązanych z firmą. Coraz częściej w zamian tylko za to, że dana osoba współpracuje ze spółką, ma ona prawo nabyć jej akcje w pierwotnej ofercie publicznej. Wprawdzie proceder taki z punktu widzenia przepisów rynkowych nie jest nielegalny (komisja papierów wartościowych żąda tylko ujawnienia, jaka część akcji oraz komu zostanie udostępniona), jednak - zdaniem wielu uczestników amerykańskiego rynku - działalność taka budzi zastrzeżenia od strony etycznej.Dziennik "The Wall Street Journal", jako przykład, wskazuje na powiązania dwóch amerykańskich spółek branży high-tech - Flashcom Inc. oraz Redback Networks Inc. Dyrektor ds. technicznych pierwszej z tych firm, który kupił za kilka milionów dolarów sprzęt do wyposażenia sieci komputerowej, przyczynił się, aby jako dostawcę wybrano właśnie Redback Networks. W zamian za to w maju br. otrzymał możliwość kupna 250 akcji tej spółki w pierwotnej ofercie publicznej. Każdy walor Redback kosztował go 23 USD, podczas gdy już podczas pierwszego dnia notowań spółki na giełdzie ich kurs wzrósł do 84,125 USD. Postanowił sprzedać je w sierpniu br. i zarobił 58 tys. USD.Praktyka przyznawania części akcji z pierwotnej oferty kontrahentom firmy nie jest niczym nowym, istnieje w USA już przynajmniej dwie dekady i nigdy nie wzbudzała zbyt wielu kontrowersji. Obecnie jednak, kiedy IPO, zwłaszcza spółek zaawansowanych technologicznie, przynoszą ogromne korzyści inwestorom, stała się ona przedmiotem krytyki. Tym bardziej że w ostatnim czasie akcje z pierwotnej oferty takich firm nie są zwykle przeznaczone dla indywidualnych inwestorów. - Taka praktyka wygląda po prostu na zwykłe przekazywanie pieniędzy określonym osobom - twierdzi Keith Krach, dyrektor generalny firmy internetowej Ariba Inc, która ograniczyła się do przekazania akcji w IPO tylko swoim pracownikom.Niektórzy najwięksi amerykańscy dostawcy sprzętu i systemów komputerowych, tacy jak Cisco Systems, Compaq Computer czy SBC Communication, wprowadziły dla swoich pracowników zakaz przyjmowania akcji od firm, z którymi prowadzą interesy ich macierzyste koncerny. Z kolei przedstawiciele spółek, które stosują te praktyki argumentują, że muszą w ten sposób zachęcać kontrahentów, ponieważ w przeciwnym razie zrobi to ich konkurencja. Niektóre z nich, aby uczynić tę działalność bardziej przejrzystą, zdecydowały się np. wprowadzić ograniczenia dla nabywców takich akcji w IPO i zabronić ich sprzedaży przynajmniej w ciągu 6 miesięcy od czasu debiutu.Sprawa ta staje się na tyle kontrowersyjna, że - zdaniem niektórych specjalistów - być może tym problemem zajmą się władze nadzorujące amerykański rynek kapitałowy.

Ł.K.