Bill Gates: konkurujemy sami z sobą

Na początku listopada br. amerykański sąd federalny wydał wstępną opinięw sprawie toczącej się przeciwko największej spółce notowanej na amerykańskiej giełdzie - potentatowi branży informatycznej Microsoft. Sędzia Thomas P. Jackson wydał orzeczenie, w którym stwierdził, że koncern nagminnie używał swojejmonopolistycznej siły w rywalizacji z konkurencją. Narzędziem tej walki byłysystemy operacyjne - MS-DOS, a potem Windows, które zdominowały światowy rynek oprogramowania komputerowego w latach 90.

Źródło potęgi MicrosoftuMicrosoft stał się najbardziej znaną na świecie firmą produkującą oprogramowanie od czasu, gdy zaczął dostarczać na rynek najpierw system operacyjny MS-DOS, później zaś nowszy, pod nazwą Windows. Obecnie około 95% komputerów osobistych na świecie stosuje właśnie to oprogramowanie, a standardem jest Windows 98. Należy przy tym przyznać, że firma stworzyła sama swój produkt i było to rozwiązanie pionierskie. Znaczenie, jakie odgrywa na świecie software dostarczany właśnie przez Microsoft, wzięło się natomiast z bardzo dobrej strategii biznesowej firmy.Większość użytkowników komputerów jest zainteresowana kupnem systemu operacyjnego tylko wówczas, gdy na rynku znajduje się wiele programów dostosowanych do działania w tym środowisku (aplikacji). Tymczasem większość konkurencyjnych systemów współpracuje ze znacznie mniejszą liczbą aplikacji niż Windows, w którego środowisku obecnie na świecie działa ponad 70 tys. programów. Dostawcy software'u, którzy chcieliby pisać programy pod inne systemy operacyjne, musieliby więc liczyć się z ogromnymi wydatkami. Monopolistyczną pozycję Microsoftu na rynku najlepiej obrazują wyniki sprzedaży 445 największych światowych producentów oprogramowania (z wyłączeniem IBM) za ostatni rok finansowy. Jak podaje tygodnik "The Economist", w tym okresie Microsoft zarobił prawie 8 mld USD, podczas gdy z pozostałych 444 firm, tylko 199 zakończyło ten okres zyskiem, który łącznie dla nich wszystkich nie przekroczył 3 mld USD. Aż 245 producentów oprogramowania zanotowało natomiast straty.Właśnie monopolistyczna pozycja amerykańskiego giganta jeśli chodzi o systemy operacyjne była powodem, dla którego sędzia federalny wydał taką, a nie inną opinię. Zdaniem przeciwników Microsoftu, nawet jeśli koncern zwiększyłby dwukrotnie cenę Windows, wiele lat musiałoby minąć, aby utracił on ponad 90-proc. udział na światowym rynku. Koncern może więc zwiększać zyski stopniowo jeszcze w ciągu wielu lat. Bill Gates oraz inni członkowie zarządu Microsoftu argumentują, że firma nie jest monopolem, ponieważ konkuruje sama z sobą, wprowadzając coraz to nowsze, zmodernizowane wersje Windows (już wkrótce pojawi się Windows 2000). Ponadto przedstawiciele koncernu twierdzą, że technologia informatyczna rozwija się bardzo szybko i nie jest wykluczone, że niebawem może pojawić się nowy produkt, który wyeliminuje z rynku system operacyjny Windows.Sąd jednak nie podzielił argumentacji Microsoftu i w opinii napisał m.in., że działania spółki są niebezpieczne dla każdej firmy informatycznej, która ma potencjał, by doprowadzić do modernizacji sektora informatycznego. "Koncern stosując metody sprzeczne z ideą wolnego rynku przeciwko m.in. takim firmom jak Netscape, IBM, Compaq czy Intel oraz wielu innym zademonstrował, że zdecydowany jest wykorzystać swą bardzo silną pozycję oraz ogromny potencjał finansowy, aby utrzymać monopol. W efekcie nowoczesne rozwiązania, które mogłyby być użyteczne dla konsumentów, nie mają szans pojawić się na rynku z prostej przyczyny, że nie leży to w interesie Microsoftu" - czytamy w opinii wydanej przez sąd.Jak na opinię sąduzareagowała konkurencjaNiektórzy analitycy spodziewali się, że niekorzystna opinia sądu może doprowadzić nawet do silnego załamania na rynku, wszak problemy miała największa wówczas spółka amerykańska pod względem kapitalizacji. Tymczasem 8 listopada, kiedy sąd wydał orzeczenie w sprawie Microsoftu, na giełdzie nowojorskie doszło do drastycznej przeceny akcji koncernu. Jednym z oczywistych powodów jest fakt, że ostateczny wyrok w tej sprawie nie został ogłoszony. Sąd wyznaczył w ubiegłym tygodniu mediatora, który ma zająć się negocjacjami z Microsoftem. Ponadto większość ekspertów uważa, że nawet jeśli dojdzie do podziału koncernu, to nie stracą na tym obecni jego akcjonariusze, a nawet mogą na tym zyskać. Nowo powstałe oddziały mogą mieć bowiem łącznie wartość rynkową większą od obecnej kapitalizacji Microsoftu.Mimo że spadek nie był głęboki, notowania od początku listopada spadły na tyle, że koncern utracił miano lidera pod względem kapitalizacji na rzecz koncernu General Electric. Wbrew oczekiwaniom, nie doszło też do spektakularnego wzrostu kursów akcji jego rywali, z paroma wyjątkami, choć rzeczywiście walory tych spółek zaczęły drożeć. Stosunkowo najsilniejsze zwyżki stały się udziałem firm, które produkują alternatywne w stosunku do Windows systemy operacyjne. Akcje spółki Red Hat, głównego dystrybutora systemu Linux, który został stworzony przez tysiące programistów na całym świecie, wzrosły w ciągu jednego tygodnia o 20%. Zdecydowanie wyróżniła się spółka Be, dostarczająca Be Operating System (tzw. BeOS), której walory zdrożały aż o 300%. Tendencja ta wydała się jednak stosunkowo dziwna, ponieważ sędzia Jackson zdecydowanie podkreślił w swojej opinii, że inne systemy operacyjne - poza Windowsami - nie mają szans na pozyskanie dużej liczby użytkowników właśnie ze względu na brak aplikacji, które mogłyby z nimi współpracować.Trudniejsza do wytłumaczenia wydaje się niewielka zwyżka notowań głównych rywali Microsoftu, którzy dążyli do wszczęcia postępowania wobec giganta - koncernów najczęściej mieszczących się w tzw. Silicon Valley (Dolinie Krzemowej). Są to przede wszystkim: spółka internetowa America Online (właściciel programu do przeglądania Internetu Netscape, konkurencyjnego dla Microsoft Internet Explorer), Oracle, który produkuje oprogramowanie (przede wszystkim bazy danych), oraz wytwórcy komputerów Sun Microsystems i IBM.Niektórzy analitycy zajmujący się sektorem komputerowym ostrzegają, że ewentualny rozpad Microsoftu wcale nie musi być tak korzystny dla całego sektora. Pojawiły się bowiem spekulacje, że przypadek tego koncernu może zachęcić rząd do dalszej ingerencji w tę część gospodarki. Zagrożony może czuć się np. zdecydowany lider światowy jeśli chodzi o produkcję mikroprocesorów - Intel, Niektórzy wskazują także na czołowego producenta oprogramowania internetowego Cisco Systems oraz największą firmę handlującą za pośrednictwem globalnej sieci - eBay.Czy powstaną "Baby Bills"?- możliwe scenariuszerestrukturyzacji MicrosoftuJeżeli ostateczne postępowanie w sądzie zakończy się wyrokiem niekorzystnym dla Microsoftu (najprawdopodobniej nie zapadnie on wcześniej niż na początku 2000 r.), wówczas należy zastanowić się, jak będzie wyglądać przyszłość koncernu. Eksperci wskazują na razie na pięć możliwych scenariuszy.Jednym z nich jest tzw. rozpad poziomy. Oznacza on podzielenie koncernu na trzy oddzielne firmy, z których jedna zajmowałaby się systemami operacyjnymi, druga - oprogramowaniem, trzecia zaś - Internetem. W efekcie nie pozwoliłoby to koncernowi korzystać z zysków, jakie czerpie z faktycznego monopolu jeśli chodzi o Windows, przy rozwoju działalności w innym segmencie rynku. Przeciwnicy takiego rozwiązania argumentują, że nie rozwiązałoby ono właśnie dominacji firmy w systemach operacyjnych.Drugim rozwiązaniem jest stworzenie tzw. Baby Bills na wzór "Baby Bells", tj. sześciu firm telekomunikacyjnych, które powstały w USA w 1982 r. w efekcie rozpadu jednej firmy Bell. Tę operację nazwano rozpadem pionowym. Microsoft podzieliłby się na trzy mniejsze firmy, z których każda przejęłaby 1/3 aktywów. Jednak zdaniem krytyków, takie rozwiązanie mogłoby nawet doprowadzić do podwyższenia cen na rynku zajmowanym przez Microsoft.Kolejnym wyjściem z sytuacji jest sprzedanie przez koncern licencji na system Windows innej spółce komputerowej - np. IBM czy Sun Microsystems, co spowodowałoby pojawienie się silnego konkurenta na rynku. Jednak - zdaniem sceptyków - mało prawdopodobne jest, by jakiś koncern zdecydował się podjąć takie wyzwanie, które wymagałoby ogromnych nakładów inwestycyjnych w produkty mogące dotrzymać kroku programom oferowanym przez Microsoft.Czwarty scenariusz zakłada publiczne udostępnienie przez firmę źródłowego kodu systemu Windows w taki sposób, że konkurencyjne spółki nie mogłyby powielić tego systemu, lecz mogłyby bez problemu tworzyć aplikacje właśnie pod ten system operacyjny. W tym przypadku może pojawić się jednak bardzo poważny problem, jakim jest poznanie tego kodu przez piratów produkujących oprogramowanie.Ostatnie z rozwiązań zakłada, że zamiast zmieniać obecną strukturę giganta branży informatycznej, władze powinny stworzyć specjalne zasady nadzoru spółki. Lustracji odpowiednich komisji podlegałyby kontrakty zawierane przez firmę oraz przede wszystkim - polityka cenowa.

ŁUKASZ KORYCKI

W artykule wykorzystano publikacje z tygodników "Business Week" i "The Economist".