Boom na amerykańskim rynku high-tech

Niedawny debiut amerykańskiego operatora systemów komputerowych - firmy VA Linux - stanowił niemal symbol niezwykłej hossy na rynku akcji spółek informatycznych oraz internetowych.Już na początku pierwszej sesji notowania jej akcji wzrosły prawie 10-krotnie, by zakończyć dzień na poziomie o 700% wyższym w stosunku do oferowanej ceny. Dzięki temu rekordowi kapitalizacja rynkowa firmy osiągnęła 9,5 mld USD, przewyższając wartość takich potentatów, jak znany producent narzędzi Black & Decker czy wytwórca gumy do żucia Wrigley.Debiut Linuxa potwierdził jednocześnie wyjątkowe zainteresowanie pierwotnymi ofertami publicznymi w USA. Ich ogólna wartość osiągnęła już w br. 63 mld USD wobec 46 mld USD przed trzema laty, co było dotychczas najlepszym w historii rezultatem. Co więcej, nic nie wskazuje na osłabienie popytu na wprowadzane do obrotu publicznego akcje. Najlepiej świadczy o tym olbrzymi popyt w grudniu, który tradycyjnie był miesiącem o najmniejszym zainteresowaniu IPO. W br. ponad 50 spółek zdecydowało się w tym czasie na pierwotne oferty, przy czym w pierwszym dniu notowań osiągnięto średni wzrost ceny prawie o 100%.Obecny boom trwa od połowy 1999 r. Zaledwie rok temu IPO były na rynku USA rzadkością. Ponieważ wiele firm, zwłaszcza dysponujących najnowocześniejszą technologią, nie ma pewności, jak długo utrzyma się tak pomyślna koniunktura, starają się one jak najszybciej wprowadzić akcje na rynek i zdobyć tą drogą kapitał, z którego mogłyby korzystać w następnych latach. Podobnie rozumują inwestorzy, zwłaszcza ci o nastawieniu spekulacyjnym. Również banki inwestycyjne, koordynujące IPO, starają się znaleźć jak najwięcej spółek zdecydowanych na pierwotne oferty publiczne, aby wykorzystać sprzyjające okoliczności.W kołach bankowych pojawiają się jednak obawy, że obecny entuzjazm, z jakim kupowane są walory firm informatycznych i internetowych, może wypaczyć oczekiwania dotyczące poziomu cen, których spodziewają się kolejni emitenci. W USA na IPO czeka już ponad 200 spółek. Wiele z nich prawdopodobnie spodziewa się, że w pierwszym dniu notowań ich akcje osiągną zbliżone przebicie jak papiery Linuxa. Podobnie mogą myśleć inwestorzy i instytucje finansowe koordynujące oferty.Nikt nie może mieć jednak takiej pewności, a ponadto nie wiadomo, ile z debiutujących firm utrzyma na dłuższą metę osiągniętą tuż po IPO wartość. Przestrogą może być fakt, że spośród 170 spółek, które przeprowadziły pierwotne oferty publiczne w 1990 r., akcje przeszło 100 wyceniane są teraz poniżej ceny emisyjnej lub w ogóle przestały być notowane na giełdzie.

A.K.