Bank Światowy o polskiej energetyce
Eksperci Banku Światowego podzielają punkt widzenia polskiego rządu, że przedsiębiorstwa wytwarzające i dostarczające energię elektryczną powinny być jak najszybciej prywatyzowane, a dopiero potem łączone. Bank Światowy przyznaje, że firmy naszego sektora energetycznego są małe, słabe finansowo, a w przyszłości miałyby problemy, gdyby stanęły do konkurencji na wspólnym rynku europejskim zdominowanym przez duże przedsiębiorstwa użyteczności publicznej. Jednak - jak twierdzi Bank Światowy - słuszna jest konkluzja rządu, że konsolidację i racjonalizację firm energetycznych zapewnią mechanizmy rynkowe po tym, jak zostaną one sprzedane.Do 2002 r. prywatyzacja ma objąć wszystkie 17 elektrowni, 19 elektrociepłowni i 33 zakłady energetyczne. Prywatyzację odpowiedzialnych za przesyłanie energii Polskich Sieci Elektroenergetycznych (PSE) rząd chce rozpocząć w 2002 r. Bank Światowy podkreśla, że uchwalenie Prawa Energetycznego i powołanie Urzędu Regulacji Energetyki otworzyło drogę do liberalizacji cen i rynku.Kilka lat dla elektrowniW ostatnich miesiącach z przedstawicielami i doradcami Ministerstwa Skarbu Państwa konferowali eksperci Banku Światowego (m.in. członek władz regulacyjnych sektora energetycznego w Wielkiej Brytanii, reprezentant bankowości inwestycyjnej oraz znawcy problemów restrukturyzacji i prywatyzacji przedsiębiorstw użyteczności publicznej). Zgodzono się, że elektrownie powinny być sprzedawane osobno (w grupach - tylko najmniejsze z nich). Elektrownie ściśle związane z kopalniami węgla brunatnego należy sprzedawać razem z nimi (20-45% akcji kopalń nabywałby inwestor strategiczny w drodze transakcji wiązanej, a potem możliwa byłaby emisja papierów). Jednak - jak podkreślono - nie można dopuścić, by którykolwiek z inwestorów zdobył w rynku wytwarzania energii udział przekraczający 15%.Bank Światowy zakłada, że sektor produkcji energii elektrycznej w Polsce zostanie otwarty na międzynarodową konkurencję do końca 2005 r. Porządkowanie dystrybucjiEksperci banku uważają, że rząd powinien zapraszać inwestorów do składania ofert na grupy firm zajmujących się dystrybucją energii. Grupy tworzono by w oparciu o kryteria terytorialne. Każda prywatyzowana firma (lub grupa) powinna odpowiadać zarówno za lokalną dystrybucję energii, jak i za dostarczanie jej do klienta. Przez jakiś czas obie te funkcje powinny być jednak administracyjnie rozdzielone (oczywiście, w obrębie poszczególnych spółek).Bank Światowy zaleca, by sprzedaż przedsiębiorstw dystrybucyjnych (lub ich grup) odbywała się w dwóch transzach. W pierwszej transzy inwestorom strategicznym udzielano by preferencji przy zakupie 20-25% akcji. Pozostałe akcje trafiałyby na wolny rynek w drugiej transzy. Podobnie jak w sferze wytwarzania energii, także w dystrybucji udział jednego inwestora w rynku powinien być ograniczony i nie przekraczać 12-15%. Państwo nawet po 2002 r. zachowałoby wpływ na strategiczne decyzje związane z przesyłaniem i dystrybucją energii.Niewygodne kontraktyPrzypomnijmy, że niedawno przedsiębiorcy zrzeszeni w Amerykańskiej Izbie Handlowej w Polsce oświadczyli, że program prywatyzacji naszej energetyki nie jest atrakcyjny. Zniechęca ich zapis w Prawie Energetycznym, że zysk może wynosić 10% tzw. kosztów uzasadnionych. Problemem są także długoterminowe kontrakty na dostawy energii, niegdyś zawarte przez PSE, które także Bank Światowy nazywa "poważną przeszkodą w tworzeniu modelu konkurencyjnego". W kontraktach ustalono ceny atrakcyjne dla elektrowni, w zamian za podejmowanie przez nie inwestycji modernizacyjnych i chroniących środowisko naturalne.Dowodu, że prywatyzacja energetyki nie jest łatwa, dostarczył pierwszy etap sprzedaży notowanej na giełdzie EC Będzin. Nie było dużego popytu na walory sprzedawane przez Skarb Państwa, a nowa emisja akcji nie doszła do skutku. Negocjacje w sprawie sprzedaży innych firm energetycznych odbywają się w drodze zaproszenia do rokowań.
JACEK BRZESKI