Jednym z koronnych argumentów osób krytykujących działania Ministerstwa Skarbu Państwa jest nadmierna obecność kapitału zagranicznego w polskich bankach. Ma to świadczyć o niedostatecznej ochronie interesów polskich przez rząd. Tego typu stwierdzenia łatwo docierają do świadomości części społeczeństwa, ale ich logika jest wątpliwa. Trzeba najpierw zdefiniować, czym jest interes narodowy, a to nie jest proste.W interesie narodu leży jak najszybszy rozwój kraju, a napływ zagranicznego kapitału w oczywisty sposób to ułatwia. Ale przeciwnicy oddawania banków w ręce zagranicznego kapitału tłumaczą, że na dłuższą metę kontrola nad kredytami, sprawowana przez międzynarodowe korporacje, będzie hamulcem dla rozwoju polskiej gospodarki. Pogląd taki trudno udowodnić, analizując sytuację gospodarczą Polski w ostatnich dziesięciu latach.Trudny dostęp do kredytów jest wynikiem słabości kapitałowej banków, a nie świadomej polityki, uprawianej przez zagraniczne instytucje finansowe. Warto więc wzmocnić kapitałowo banki po to, by miały więcej środków na prowadzenie akcji kredytowej. Te z nich, które najwcześniej dostały się w ręce zagranicznego kapitału - WBK, BRE, Bank Śląski, najbardziej dynamicznie zwiększały podaż kredytów, których odbiorcami są rzecz jasna polskie firmy.Nie sposób też wykazać istnienie zmowy banków kontrolowanych przez kapitał narodowy (np. niemiecki) przeciwko interesom polskiej gospodarki. Banki konkurują ze sobą bez względu na narodowe powiązania. Przed rokiem BRE - w którym pakiet kontrolny ma niemiecki Commerzbank - sprzedał pakiet akcji spółki PTC Elektrimowi, a nie niemieckiemu potentatowi telekomunikacyjnemu Deutsche Telekom, konkurującemu z polską korporacją. Kierował się ceną, a nie narodowymi powiązaniami.Na rynku kapitałowym, który w coraz większym stopniu staje się rynkiem globalnym, obowiązuje jedna zasada - kapitał wędruje tam, gdzie może spodziewać się wyższej stopy zwrotu. Byłoby bardzo trudno wprowadzić do tej zasady dodatkowe kryterium, a mianowicie - powiązania narodowe kapitału. W dodatku istnieje ogromna dysproporcja między potencjałem polskiego rynku kapitałowego a możliwościami międzynarodowych banków. Jeżeli polski bank jest z jakiegoś powodu atrakcyjny, by przejąć nad nim kontrolę, można bez trudu zmobilizować ogromny kapitał, który złoży stosowną ofertę. Obrona przed tym, tylko dlatego, że nie jest to kapitał polski, byłaby z punktu widzenia praw rynku absurdem.Przed ponad rokiem wszyscy z zainteresowaniem obserwowali starania Banku Handlowego o przejęcie kontroli nad Pekao SA. Szefowie BH twierdzili, że przez fuzję powstanie największy bank z rodzimym polskim kapitałem, choć już wtedy największymi inwestorami w BH były banki zagraniczne. Ministerstwo Skarbu dopuściło do ostatecznego przetargu o Pekao dwa banki - włoski UniCredito i amerykański Citigroup. Bank Handlowy nie znalazł się na krótkiej liście. Początkowo wydawało się, że faworytem jest światowy gigant Citigroup, ale jego oferta była znacznie gorsza od banku włoskiego. Najwyraźniej Amerykanie nie byli zainteresowani przejęciem Pekao SA. Nieoczekiwanie rozpoczęli natomiast starania o przejęcie kontroli nad swym niedoszłym konkurentem - Bankiem Handlowym.Ten ostatni został przed kilku laty sprywatyzowany przez sprzedaż akcji w ofercie publicznej w taki sposób, że żaden inwestor nie miał w nim pakietu większościowego. Takie było założenie prywatyzatorów banku, zgodne zresztą ze strategią jego zarządu. Mniejsza z tym, czy strategia ta i sposób prywatyzacji były słuszne, czy nie - to jest sprawa do dyskusji. Problem polega na tym, że firma obecna na rynku kapitałowym musi podporządkować się jego regułom, a to oznacza, że opracowana na starcie strategia jest przez rynek weryfikowana.Być może Bank Handlowy zostanie wchłonięty przez Citibank; mówi się nawet o fuzji Citibank Polska z BH. Niewykluczone że stawkę podbije Commerzbank, który planował przejęcie kontroli nad BH poprzez fuzję tego ostatniego z BRE Bankiem. Wcześniej kilka innych banków polskich - PBK, BSK, BPH - było sprzedawanych poprzez giełdę rozproszonym inwestorom, lecz po pewnym czasie znalazły się pod kontrolą jednego. Takie są reguły rynku kapitałowego i próba ingerencji państwowej administracji w imię tzw. interesu narodowego doprowadziłaby do poważnych na tym rynku zakłóceń.O ostatecznym wyniku gry o Bank Handlowy zadecydują wyniki banku, zweryfikowane przez rynek kapitałowy. Sentymenty narodowe mają z tym niewiele wspólnego.

Witold Gadomski

publicysta "Gazety Wyborczej"