Dobiegły końca przesłuchania w najgłośniejszym w historii Szwajcarii procesie dotyczącym bankructwa spółki. Werdykt w sprawie Swissaira spodziewany jest jednak nie prędzej niż pod koniec maja.
Trzyosobowy panel sędziowski sądu w mieście Buelach przedyskutuje dowody za zamkniętymi drzwiami. O doprowadzenie do bankructwa narodowego przewoźnika jego 19 byłych najwyższych rangą menedżerów, członków rady nadzorczej i konsultantów, którzy musieli bronić się przed sądem, obwiniało belgijski rząd, największe szwajcarskie banki, a także pogorszenie koniunktury w branży lotniczej po zamachach z 11 września. Wszystko i wszystkich, tylko nie siebie.
W grupie oskarżonych znalazł się też Jan Litwiński, były szef PLL LOT, który miał otrzymywać od SAirGroup, spółki matki Swissaira, a jednocześnie inwestora strategicznego LOT, niezasłużenie wysokie wynagrodzenie.
Swissair przestał latać nagle 2 października 2001 r. Przeciągające się kłopoty finansowe doprowadziły do tego, że firmie zabrakło pieniędzy na paliwo i opłacenie portów lotniczych. Plajta oznaczała głębokie straty dla akcjonariuszy.
Prokuratorzy zaproponowali karę pół roku więzienia dla ostatniego dyrektora generalnego Swissaira Mario Cortiego oraz wyroki w zawieszeniu dla pozostałych oskarżonych. Dziewięciu z nich odmówiło zeznań. Sam Corti tłumaczył sądowi, że zrobił wszystko, żeby uchronić firmę przed bankructwem. Winę za upadłość przypisał kredytodawcom - bankom UBS i Credit Suisse, które przygotowały i nakazały realizować chybiony plan ratowania firmy.