Po stanie krytycznym syndyk Swissairu myśli już racjonalnie

Aktualizacja: 23.02.2017 08:03 Publikacja: 12.03.2007 07:16

Obecny prezes LOT-u Marek Mazur został zawieszony. Można powiedzieć, że Ministerstwo Skarbu Państwa, które go nie akceptuje, osiągnęło cel. Jak to możliwe, że osiągnięto kompromis z syndykiem SAirLines, choć jeszcze niedawno mówiło się o konflikcie? Czy został on zażegnany?

- Muszę powiedzieć, że kontakty MSP z syndykiem masy upadłościowej Swissair bardzo się poprawiły. Sytuację porównałbym do choroby: nastąpił szokowy stan krytyczny, a po nim sytuacja wróciła do normy. Nasi szwajcarscy partnerzy powrócili do racjonalnego rozumowania i jesteśmy na dobrej drodze do tego, aby działać wspólnie dla dobra LOT-u. Chociaż ostatni wywiad syndyka dla "Rzeczpospolitej" wskazuje, że nadal nie do końca rozumieją oni trójpodział władzy w Polsce i mylą rząd z parlamentem. Widać jednak, że powróciła wola współpracy.

Czy ten szok wynika z zarzutów resortu skarbu w stosunku do syndyka Swissair, że mógł on działać na szkodę spółki?

- Naszym zdaniem mogło dojść do naruszenia umowy prywatyzacyjnej. Rzecz w tym, że prawne konsekwencje tego dla strony, która złamała umowę, mogą być bardzo poważne.

Jakie?

Przede wszystkim odszkodowania i wypowiedzenie umowy prywatyzacyjnej.

Są jednak głosy, że to resort skarbu łamie prawo, informując o niektórych szczegółach umowy prywatyzacyjnej, np. mówiąc, kto i jak powinien postępować.

- Te akurat zapisy zostały wpisane do statutu. Każdy może iść do sądu rejestrowego i to sprawdzić. Nie ma tu niczego tajnego, więc niczego nie mogliśmy naruszyć.

Zaczęły już pojawiać się opinie, że ten spór może doprowadzić do podobnej sytuacji, jaka jest z PZU: Eureko...

- Takiego zagrożenia nigdy nie było.

A czy koniec impasu we współpracy z inwestorami skłoni MSP do wycofania się z pomysłu wprowadzania zmian w ustawie o LOT?

- Tych spraw nie można ze sobą łączyć. Znajdująca się obecnie w Sejmie nowelizacja ustawy o PLL LOT jest inicjatywą parlamentarną. Faktem jest, że MSP pracowało nad bardzo podobnym projektem. Oba idą w tym samym kierunku: chodzi o to, aby przywrócić w spółce normalne relacje między inwestorem mniejszościowym i większościowym, zgodne zresztą co do meritum z zapisami umowy prywatyzacyjnej.

Ustawowe ograniczania kompetencji rady nadzorczej w spółce to bardzo daleko idąca ingerencja. Czy nie boi się Pan, że cała sprawa może zakończyć się przed sądem?

- Nie widzę tego typu zagrożenia. Jest to, po pierwsze, dopuszczalne przez kodeks spółek handlowych, po wtóre, idea umowy prywatyzacyjnej nie będzie zachwiana.

A czy Skarb Państwa musi mieć kluczowy wpływ na losy LOT-u?

- To nie jest problem wpływu. Istnieje, również w spółkach handlowych, pewien duch porozumień, zgodnie z którym nikt nie może nadużywać swojego prawa. Normalne jest, że akcjonariusz większościowy ma większe prawa, a mniejszościowy - mniejsze. Próba odwracania tych proporcji jest sprzeczna nie tylko z przepisami prawa cywilnego i handlowego, ale wręcz z zasadami logiki. Chcemy przywrócić normalność.

A zawieszenie prezesa Mazura w pełnieniu obowiązków to krok w dobrym kierunku?

- Myślę, że tych kilka kolejnych procedur konkursowych to była wielka porażka LOT-u jako firmy. Stracono cały jeden sezon. Przez obecne zamieszanie spółka może stracić i drugi. Zresztą uważam, że gdyby obecny prezes pozostał, to drugi sezon też na pewno byłby stracony, bo przez miesiąc nie wprowadził on żadnych konkretnych decyzji.

Czy miesiąc to nie za krótko, aby oceniać działalność prezesa?

- Otóż nie. Uważam, że poprzedni prezes po kilku tygodniach był już bardzo bliski tego, aby wprowadzić szeroki program naprawczy i przywrócić LOT do normalności. Niestety, nie zdążył wprowadzić tych zmian. Budziły one obawy wielu grup interesu w spółce.

Jakie to grupy, jakie interesy?

Wystarczy przeczytać np. raport z likwidacji WSI pod hasłem LOT.

Kiedy rozpisany zostanie nowy konkurs na prezesa LOT-u?- Z prawnego punktu widzenia najpierw obecny prezes musi zostać usunięty, tymczasem na razie jest on tylko zawieszony. Dalsze konieczne decyzje należą do rady nadzorczej, która zbiera się za dwa tygodnie. Na razie musimy poczekać.

Dlaczego pan Mazur nie powinien być prezesem LOT-u?

- Resort skarbu ma co najmniej trzy rodzaje wątpliwości. Po pierwsze: formalne. Pan prezes podczas konkursu nie był na "krótkiej liście" i mógł naruszyć ustawę antykorupcyjną. Drugi pakiet uwag to te natury merytorycznej: zaraz po powołaniu spotkałem się z panem prezesem i przekazałem listę najważniejszych zagadnień i problemów, jakie - zdaniem większościowego akcjonariusza - są najważniejsze do załatwienia w spółce. Pan Mazur pokwitował nawet odebranie tych uwag. Problem w tym, że do dziś nie otrzymałem od niego żadnej odpowiedzi. Po trzecie: pan prezes nie podpisał oświadczenia lustracyjnego. Nie było to jeszcze wtedy jego obowiązkiem ustawowym (ustawa wchodzi w życie za 3 dni), ale mógł to przecież zrobić przed terminem. Powtarzam jednak: tu nie chodzi o pretensje do pana prezesa, mamy wątpliwości co do postępowania rady nadzorczej, która wybrała takiego kandydata.

A czy w takim razie udało się osiągnąć Skarbowi Państwa jakieś wstępne porozumienie z SAirLines w sprawie nowego kandydata na prezesa LOT-u?

- Nie ma takiego porozumienia. Jeżeli będzie nowy konkurs, to zobaczymy, jacy kandydaci się do niego zgłoszą. Myślę, że tym razem rada nadzorcza zachowa się bardziej wnikliwie i rozważnie niż poprzednio.

Czy wśród kandydatów w tym nowym konkursie chciałby Pan ponownie zobaczyć byłego prezesa, pana Dembskiego?

- Obawiam się, że może on nie chcieć drugi raz wchodzić do tej samej rzeki. Uważam jednak, że byłby odpowiednim człowiekiem, aby wyprowadzić LOT na prostą. Mogłoby to być niewygodne dla pewnych grup interesu związanych ze spółką, choć na pewno byłoby to korzystne dla firmy, a tym samym i dla akcjonariusza większościowego. Szanse na to są jednak niewielkie.

A czy z pewnych względów nie byłoby lepiej pozostawić obecnego prezesa na stanowisku? Przecież nowy konkurs oznacza kolejne miesiące braku stabilizacji w spółce, w której nie ma strategii?

- To prawda. Jednak o powstającym braku stabilizacji trzeba było myśleć przed powoływaniem prezesa demonstracyjnie wbrew woli głównego właściciela spółki. Dokonany wybór odbieramy po prostu jako próbę destabilizacji spółki.

A co w tej sytuacji z giełdowym debiutem LOT-u? Nie uważa pan, że obecne zamieszanie może jeszcze długo wpływać na wycenę spółki?

- LOT będzie wchodził na GPW dopiero wtedy, gdy jego sytuacja się wyklaruje, wprowadzona zostanie nowa strategia i firma będzie zyskiwała na wartości.

Ten debiut miał nastąpić już w 2007 roku.

- Tak, to była bardzo realna data. W obecnej sytuacji stawiałbym już raczej na rok 2008.

Kto w takim razie, pana zdaniem, ponosi odpowiedzialność za opóźnienie wejścia spółki na giełdę?

- W obecnej sytuacji wzajemne obwinianie się do niczego nie prowadzi. Trzeba iść do przodu, starać się ominąć pewne zaszłości i dojść do konsensusu dla dobra LOT-u i jego pasażerów.

Jeszcze niedawno mówiło się o tym, że 25 proc. akcji LOT-u, znajdujących się w rękach syndyka masy upadłościowej SAirLines, mógłby przejąć KGHM. Na ile ocenia Pan szanse powodzenia tego przedsięwzięcia?

- W obecnej sytuacji są one bliskie zera. Kto, będąc prezesem KGHM, chciałby angażować się w takie problemy?

Uważa Pan, że lepiej byłoby w takim razie, gdyby KGHM zainwestował swoje nadwyżki finansowe w akcje Zespołu Elektrowni Pątnów-Adamów-Konin, będące teraz w rękach Zygmunta Solorza-Żaka i Elektrimu?

- Tego typu decyzje należy pozostawić zarządom spółek. Myślę jednak, że takie łączenie jest bardzo korzystne ze względu na efekty skali i możliwość dywersyfikacji działalności.

Jest jeszcze pomysł, według którego KGHM mógłby złożyć ofertę zakupu akcji Polkomtela od Vodafone.

- To rozwiązanie również miałoby pewne plusy. Na razie jednak w resorcie skarbu nie zostały podjęte żadne wiążące decyzje. Potrzeba więcej czasu na analizy. Na razie nie chciałbym się szeroko na ten temat wypowiadać. Obawiam się, że kolejny raz pod adresem ministerstwa pojawiłyby się posądzenia o wywieranie nacisku na spółki z udziałem Skarbu Państwa.

MSP prowadzi obecnie prace nad ustawą o nadzorze właścicielskim. Zgodnie z jej zapisami, akcje państwowych spółek będą mogły trafiać na aukcje. Akcje której spółki, Pana zdaniem, mogą być sprzedane w ten sposób w pierwszej kolejności?

- Stawiałbym zdecydowanie na Ruch. Spółka ta już teraz cieszy się bardzo dużym zainteresowaniem inwestorów, a właśnie takie firmy powinny być prywatyzowane poprzez aukcje w pierwszej kolejności.

Z zapisów projektu tej nowej ustawy można wywnioskować, że Skarb Państwa chciałby uzyskać prawo "złotego weta" w Telekomunikacji Polskiej. Czy nie obawia się Pan, że zastrzeżenia Komisji Europejskiej będą w tym przypadku zbyt duże?

- Zobaczymy. Myślę, że warto zaryzykować. Wiele krajów Unii Europejskiej walczy z KE w podobnych kwestiach. My też musimy umieć jasno artykułować swoje racje.

A czy SP ma zamiar sprzedać w tym roku resztówkę TP?

- W tym na pewno nie. Te aktywa są bardzo atrakcyjne, spółka regularnie wypłaca dywidendę. Myślę, że nie warto teraz pozbywać się jej akcji. W przyszłości natomiast możemy rozważyć taką możliwość.

Dziękuję za rozmowę.

fot. Andrzej Cynka

Gospodarka
Donald Tusk o umowie z Mercosurem: Sprzeciwiamy się. UE reaguje
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Gospodarka
Embarga i sankcje w osiąganiu celów politycznych
Gospodarka
Polska-Austria: Biało-Czerwoni grają o pierwsze punkty na Euro 2024
Gospodarka
Duże obroty na GPW podczas gwałtownych spadków dowodzą dojrzałości rynku
Materiał Promocyjny
Cyfrowe narzędzia to podstawa działań przedsiębiorstwa, które chce być konkurencyjne
Gospodarka
Sztuczna inteligencja nie ma dziś potencjału rewolucyjnego
Gospodarka
Ludwik Sobolewski rusza z funduszem odbudowy Ukrainy