Czeski rząd zdecydował na początku tego tygodnia, że sprzeda poprzez giełdę 7 proc. akcji CEZ-u. Tymczasem dwa dni później prezes CEZ-u Martin Roman - ku zaskoczeniu części inwestorów - zapowiedział, że koncern chce stopniowo skupić z rynku do 10 proc. własnych papierów.
We wczorajszym komunikacie CEZ uzasadnił planowany skup tym, że "struktura kapitału oraz jego stosunku do długu nie jest w spółce optymalna", z czego zarząd koncernu zdawał sobie sprawę już od dłuższego czasu. Według niego, kapitalizacja CEZ-u powinna być obniżona. Zapowiedziana oferta prywatyzacyjna ma być zaś znakomitą okazją do zmiany stanu rzeczy.
Można jednak wymienić co najmniej dwa inne powody, skłaniające CEZ do wykupu własnych akcji. Przypomnijmy, że nie wszyscy ministrowie w czeskim rządzie byli entuzjastami sprzedaży kolejnych akcji koncernu przez rząd. Przedstawiciele Partii Zielonych obawiali się o to, że po sprzedaży państwo straci kwalifikowaną większość 2/3 głosów na WZA spółki (teraz rząd ma 67,61 proc.). Ostatecznie, po namowach premiera Mirka Topolanka, podczas decydującego głosowania wstrzymali się jednak od głosu.
Gdyby jednak CEZ skupił część własnych akcji, a potem je umorzył, udział czeskiego rządu w akcjonariacie spadłby w mniejszym stopniu, niż gdyby nabywcą państwowych akcji był jakikolwiek inny podmiot (rząd zachowałby 2/3 głosów). Nie można zatem wykluczyć, że planowany wykup stanowi część planów rządowych. A przypomnijmy, że Czesi obawiają się przejęcia znacznego pakietu akcji CEZ-u przez któryś z rosyjskich koncernów energetycznych. Wczoraj czeski minister przemysłu Martin Riman zapowiedział nawet, że można by ustawowo zakazać przejęcia tej spółki przez jednego akcjonariusza.
CEZ jest obecnie właścicielem 0,6 proc. własnych akcji. Według czeskiego prawa, może być posiadaczem do 10 proc. swoich papierów. Jeśli więc WZA wyrazi zgodę na skup - CEZ będzie mógł przejąć jeszcze najwyżej 9,4 proc.