Okrzyki radości i głosy zawodu po każdej rundzie wydawali z siebie zawodnicy GlobStratu. Na własnej skórze przekonali się, że w biznesie liczą się nie tylko wiedza i doświadczenie, ale i czasem odrobina szczęścia. Studenci Executive MBA Szkoły Biznesu Politechniki Warszawskiej oraz partnerskiej szkoły HEC School of Management Paris spędzili kilka dni w Paryżu, opracowując wspólnie strategie dla globalnych, wirtualnych firm. O swoich wrażeniach z GlobStratu opowiadają
Joanna Wodzicka i Wojciech Hałat, absolwenci EMBA 2004-2006.
Joanna Wodzicka: Środek lata i straszny upał, a dodatkowo kuszące uroki poblis-kiego Paryża. Mnie jednak wraz z grupą uczestników GlobStratu przyszło spędzić ten czas w murach paryskiej szkoły biznesu. Gra szybko wszystkich wciągnęła. Polegała ona na symulacji komputerowej. Obserwowaliśmy rozwój kilku konkurencyjnych firm działających na trzech rynkach: w Europie, Azji i Ameryce Północnej, przez okres sześciu lat (w rzeczywistości było to kilka dni). Początkowo sytuacja ekonomiczna wszystkich przedsiębiorstw była taka sama, a celem każdego było przetrwanie na rynku. Opracowywaliśmy i wdrażaliśmy strategie, które obejmowały swoim zakresem m.in. produkcję, marketing, R&D, logistykę, zarządzanie zasobami ludzkimi oraz finanse. Teoretycznie o wygranej powinny decydować talent i doświadczenie, umiejętność podejmowania decyzji i przewidywania działań konkurentów.
Jednak, jak to w życiu bywa, okazało się, że do sukcesu potrzeba jeszcze szczęścia. Dla potrzeb gry zostaliśmy pomieszani ze studentami MBA z Francji i podzieleni na kilkuosobowe grupy. Większość zespołów zdecydowała się na rozwój na rynkach zachodnich - w Europie i Ameryce Północnej, i to głównie w zakresie produktów B2B. Gra wzbudzała ogromne emocje po każdym etapie. Kolejne slajdy w PowerPoint z wynikami grup wyzwalały spontaniczne okrzyki radości u jednych i głosy zawodu u drugich. Jak bolą nietrafne decyzje, przekonał się również mój zespół, kiedy w drugiej rundzie zabrakło nam dosłownie jednego punktu do rozpoczęcia produkcji i wprowadzenia na rynek nowego produktu. Nic jednak nie smakuje lepiej, niż podniesienie się po takiej porażce i końcowy sukces.
Wojciech Hałat: GlobStrat to nie tylko symulacja biznesowa, ale przy okazji możliwość nawiązania niezwykłych znajomości oraz poznania francuskiej kultury biznesu. Wprawdzie kraj nad Sekwaną ma większe doświadczenie w gospodarce rynkowej niż Polska, to jednak - ku mojemu zdumieniu - poglądy kolegów z Francji okazały się o wiele bardziej "socjalistyczne" od naszych. Szybko połknęliśmy bakcyla. Gra toczyła się nie tylko w czasie dla niej wyznaczonym przez organizatorów, ale także podczas przerw. Nieustannie toczyliśmy zażarte dyskusje, opracowywaliśmy możliwie najlepsze strategie dla naszych firm oraz próbowaliśmy rozgryźć taktykę przeciwników. Na wstępie musieliśmy zbudować zespół, podzielić się rolami, wyznaczyć zakres odpowiedzialności, wyłonić lidera i zaprojektować system przepływu informacji oraz tryb podejmowania decyzji. Mieliśmy doskonałą okazję poznać siź bliżej, wymienić spostrzeżeniami na temat naszej pracy, porozmawiać o zainteresowaniach, planach zawodowych i prywatnych. Podczas gdy światowe korporacje przeznaczają ogromne pieniądze na integrację swoich wielokulturowych zespołów, my w trakcie kilku dni wspólnej zabawy, jaką niewątpliwie był GlobStrat, szybko znaleźliśmy wspólny język. Z Paryża wyjechałem podbudowany. W porównaniu z naszymi francuskimi kolegami nie mamy się czego wstydzić. Jesteśmy równie dobrze jak oni przygotowani na wejście do prawdziwej gry, jaką jest realny biznes.