Nie ma co ukrywać, że nie był to dobry dzień dla rynku. Ceny spadły i wynik dnia jest dla większości inwestorów ujemny (biorąc pod uwagę także rynek akcji).
Mimo to nie ma co załamywać rąk, bo tragedii żadnej nie doświadczyliśmy. Ceny spadły, ale umiarkowanie.
Był to dzień, w którym zbiegło się kilka negatywnych czynników. W USA wtorkowa sesja zakończyła się spadkiem, cena ropy skoczyła w górę (co jest może dobre, ale jedynie dla spółek z tym surowcem związanych - reszta raczej na tym cierpi), w ciągu dnia zniżka w Stanach została pogłębiona ze względu na zaognienie konfliktu między Wielką Brytanią a Iranem (ta pierwsza zamroziła wszelkie kontakty gospodarcze z tym drugim) i wreszcie o 14.30 pojawiły się dane makro, które nie tylko nie były w stanie już poprawić nastrojów, ale wręcz je pogorszyły (dynamika zamówień na dobra trwałego użytku nie licząc środków transportu spadły, a oczekiwano wzrostu). W takiej sytuacji przecena nie jest niczym dziwnym. Można nawet przyjąć, że zachowanie rynku było relatywnie spokojne. Zwłaszcza mając na względzie aspekt techniczny.
Z tego punktu widzenia ta sesja ma także i swój pozytywny wydźwięk. Jest nim test wsparcia, jakim jest ostatnia luka hossy. Wsparcia, które nie zostało pokonane. Co ważne, działo się to przy znacznym obrocie. To może być podstawą do oceny, że wynik tej potyczki będzie miał swoje konsekwencje w postaci oddalenia się od wsparcia i ponownego zbliżenia do okolic niedawnych szczytów, a może i nawet poważniejszego ataku na poziomy rekordowe. Oczywiście nie ma się co "napalać". Najpierw trzeba oddalić się od wsparcia i to będzie
zadanie dla popytu na najbliższą sesję. Podaż, by przekonać do siebie większą liczbę graczy, powinna wysilić się na tyle mocno,