Czwartkowe notowania główne amerykańskie indeksy rozpoczęły od wzrostów. Po dwóch dniach spadków nastroje inwestorów poprawiła wczorajsza rewizja w górę danych o amerykańskim PKB i raport o nowych bezrobotnych. W IV kwartale 2006 r. gospodarka USA, według ostatecznych danych, rozwijała się w tempie 2,5 proc., wobec prognozowanych 2,2 proc. Natomiast liczba osób ubiegających się po raz pierwszy o zasiłek dla bezrobotnych spadła w ostatnim tygodniu o 10 tys., do 308 tys. (prognoza: 320 tys.). Jednak nawet bez wsparcia tych raportów wczorajsza sesja rozpoczęłaby się od wzrostów. Po dwóch dniach korekty, w sytuacji gdy kończy się miesiąc i kwartał, silne spadki należą bowiem do wyjątków. Gdyby pójść tym tropem, to dziś, mimo zaplanowanych publikacji makroekonomicznych z USA (wydatki i przychody Amerykanów, Chicago PMI, PCE core, indeks nastroju Uniwersytetu Michigan) oraz wystąpienia szefa Fed Bena Bernanke, silna wyprzedaż akcji za oceanem jest mało realna. I nie tylko dziś. Kolejny tydzień jest tygodniem przedświątecznym, więc teoretycznie to też zły czas na mocny ruch do dołu. Powyższe oczekiwania znajdują pewne uzasadnienie w sytuacji technicznej głównych amerykańskich indeksów, która aktualnie wskazuje na lekką przewagę popytu. Tak bowiem należy traktować silne wzrosty po przecenie z przełomu lutego i marca br. I tak np. w przypadku indeksu S&P 500, te wzrosty zostały zainicjowane z poziomu 38,2-proc. zniesienia Fibonacciego (1370 pkt) zwyżki z okresu lipiec 2006 r. - luty 2007 r. Przyniosły nowe sygnały kupna na wskaźnikach oraz lokalną formację podwójnego dna (linia szyi 1406,60 pkt) na wykresie. Dopóki S&P 500 pozostaje ponad wsparciem na 1406,6 pkt, dopóty należy zakładać kontynuację wzrostów, dla których celem będzie tegoroczny szczyt 1459,7 pkt. Jego przełamanie i kontynuacja silnych wzrostów, z uwagi zarówno na wskazania techniczne, jak również
nie najlepsze perspektywy gospodarki USA, wydają się już mało prawdopodobne.