Ubiegły tydzień był kolejnym, który uzmysłowił wszystkim, że dzieją się ciekawe rzeczy, których skutki na razie trudno jest jednoznacznie przewidzieć. W jednym tygodniu pojawiło się kilka czynników, które można pogrupować na te, które sprzyjają rynkom akcji oraz te, które zdecydowanie mogą tym rynkom zaszkodzić. Po wypiciu tego słodko-gorzkiego koktajlu danych makroekonomicznych pozostaje pragnienie nowych informacji, bo te, które ostatnio się pojawiły, jedynie zaciemniają obraz sytuacji.
Już początek tygodnia był zaskakujący. W poniedziałek pojawiły się zaskakująco słabe dane o sprzedaży nowych domów w USA. Zaskoczenie było podwójne. Po pierwsze, kilka dni wcześniej opublikowana została wielkość obrotów domami na rynku wtórnym. Tu dane były niezłe, co przyczyniło się do nieśmiałych sugestii, że jednak faktycznie sytuacja na rynku nieruchomości w Stanach Zjednoczonych się normuje i najgorsze mamy za sobą. Po drugie, silny spadek sprzedaży domów na rynku pierwotnym zanotowano już w styczniu i oczekiwano, że dane z lutego będą bardziej pocieszające, a przynajmniej odrobią część styczniowej straty. Stało się inaczej. Zamiast spodziewanej poprawy zanotowano kolejny spadek sprzedaży. Jego skala nie była już tak dotkliwa jak w styczniu, ale oczekiwanego wzrostu nie było. Sytuacja była jeszcze gorsza, gdyż podano także rewizję danych za trzy poprzednie miesiące. Obniżono wcześniej publikowaną sprzedaż o 170 tys. sztuk. Po raz kolejny też spadły ceny i po raz kolejny wzrosła liczba domów oczekujących na nowych właścicieli. Spadek obrotów i wzrost zapasów (wskaźnik wielkości zapasów do wielkości miesięcznej sprzedaży okazał się najwyższy od stycznia 1991 roku) prawdopodobnie wpłynie na dalszą obniżkę cen, co oczywiście nie jest wiadomością pocieszającą. Trzeba też przypomnieć, że ostatnie zawirowania na rynku kredytów hipotecznych o podwyższonym ryzyku sprawią, że część klientów ubiegających się o taki kredyt nie przejdzie przez sito weryfikacyjne, którego oczka ostatnio zdecydowanie zmalały. Szacuje się, że liczba takich kredytów spadnie od 10 do nawet 25 procent.
Po poniedziałkowych danych nadal trzeba się zastanawiać, czy faktycznie problemy na rynku nieruchomości się wyczerpują, czy też jest (była?) to tylko przerwa w większym załamaniu. Wszyscy na razie się pocieszają, że spowolnienie w budownictwie nie rozlewa się i nie psuje pozostałych gałęzi gospodarki. Na razie nie psuje. Spadek cen domów jest czynnikiem wpływającym negatywnie na poziom konsumpcji Amerykanów. Podobnym czynnikiem jest wzrost cen paliw, który obserwujemy od kilku miesięcy. Na razie oba czynniki są po części kompensowane przez nieźle trzymający się rynek pracy i wzrost wynagrodzeń. W efekcie "siła zakupowa" Amerykanów nie zmalała znacznie i nadal konsumpcja ma się dobrze. Na razie...
Opublikowane także w ubiegłym tygodniu dane o zamówieniach na dobra trwałego użytku (okazały się gorsze od prognoz) przypomniały analitykom, że wzrost PKB to nie tylko konsumpcja, ale także inwestycje. U nas, w Polsce akurat nie ma z tym problemu i wzrost o 20 procent robi wrażenie, ale w Stanach są sygnały spowolnienia. Ubiegły rok był jednym z najlepszych pod względem uzyskiwanych przez spółki marż. Wysokie zyski jednak nie przekładały się na znacznie wyższą dynamikę inwestycji. Znaczna część spółek podjęła decyzję, że zamiast inwestować, bardziej racjonalnym rozwiązaniem jest przeznaczenie zysków na wykup własnych akcji. Kwota wyasygnowana na ten cel w ubiegłym roku wyniosła ponad 600 mld dolarów i była o 66 proc. wyższa niż w 2005 r. W tym roku o inwestycje może być znacznie trudniej, gdyż przewidywana średnia marża spadnie, i to znacznie. Prognozuje się, że wśród spółek wchodzących w skład indeksu S&P500 wielkość zysku na akcję w tym roku wzrośnie średnio o 6,8 proc., wobec wzrostu o 16,6 proc. rok wcześniej. Zatem pole do inwestycji się kurczy.Jeden z analityków amerykańskich stwierdził nawet, że nie docenia się obecnie problemu z inwestycjami przedsiębiorstw ze względu na szum związany z rynkiem nieruchomości.
Jak to zgrabnie ujął: "Sytuacja inwestycji przedsiębiorstw jest czynnikiem ryzyka, które znajduje się poniżej poziomu rynkowego radaru". Rynek nie dostrzega zagrożenia w takim stopniu, w jakim powinien, skupiając się wyłącznie na problemie nieruchomości. Jest to o tyle ważne, że spowolnienie w inwestycjach można odebrać jako oznakę sceptycyzmu zarządów co do przyszłości koniunktury, a tu już mamy bardzo blisko do decyzji związanych z zatrudnieniem, a przynajmniej do wyhamowania jego wzrostu, co oczywiście miałoby przełożenie na wielkość konsumpcji, a więc i dynamikę całego PKB.