Wyznacznikiem stał się pierwszy dzień notowań akcji NYSE Euronext - firmy, która powstała z połączenia nowojorskiej giełdy NYSE Group z paneuropejskim Euronextem, obejmującym rynki kapitałowe w Paryżu, Brukseli, Amsterdamie i Lizbonie oraz rynek derywatów Liffe w Londynie.
Debiut nie wypadł zbyt udanie. W porównaniu z ceną odniesienia papiery NYSE Euronext spadły na otwarciu sesji w Paryżu o niespełna 1 proc. i kosztowały równe 75 euro. Potem staniały jeszcze o ponad jedno euro.
Handel (prawie) na okrągło
Jednak nie na cenę akcji zwracał wczoraj uwagę dotychczasowy szef Euronextu Jean-Francois Theodore, który odtąd pełni funkcję wicedyrektora generalnego powiększonej giełdy. - To jedne z niewielu papierów na świecie, które będą notowane przez trzynaście godzin na dobę - podkreślał.
Jest to jeden z bardziej widocznych efektów połączenia giełd z dwóch kontynentów. Inwestor może kupić akcje na europejskim rynku z samego rana, zanim jeszcze otworzy się parkiet nowojorski, a sprzedać je w USA już po zamknięciu notowań na Starym Kontynencie. Będą to dokładnie te same papiery, za które zapłaci w euro, a zapłatę zainkasuje w dolarach. Żadna inna giełda na świecie nie może zaoferować emitentom podobnych usług.