Jesteśmy jak lekarz, który stara się wyczuć, kiedy zaaplikować lekarstwo

Rozmowa ze Sławomirem Skrzypkiem, prezesem Narodo wego Banku Polskiego

Aktualizacja: 22.02.2017 16:33 Publikacja: 06.04.2007 08:43

Czy, Pana zdaniem, obecny poziom stóp procentowych pozwoli w średnim okresie na utrzymanie inflacji w pobliżu celu Rady Polityki Pieniężnej, czyli 2,5 proc. w skali roku?

Staram się unikać sytuacji, gdy przed posiedzeniem Rady jakaś wypowiedź mogłaby być odebrana jako sygnalizowanie decyzji. Banki centralne nie zapowiadają swoich przyszłych decyzji. Z drugiej strony - nasza nowa polityka komunikowania się z rynkiem- w tym zapowiedziane "minutes", czyli sprawozdania z posiedzeń RPP - będzie sprzyjała temu, aby rynek wiedział, co dla Rady jest ważne, w momencie podejmowania decyzji.

Chciałbym się dowiedzieć, jakie są Pana odczucia, a nie opinie Rady.

Jeżeli popatrzymy na najbliższą, kwietniową projekcję, to myślę, że jeżeli będą korekty dotychczasowej ścieżki inflacji, to będą one - w odniesieniu do tego roku - w dół. Bardziej ostrożny byłbym, jeśli chodzi o lata 2008-2009. Choćby ze względu na to, że nie jesteśmy w stanie przewidzieć wszystkich nieoczekiwanych sytuacji tzw. szoków, które mogą nastąpić. Ale myślę, że będziemy się mieścić w okolicach celu.

Co to znaczy dla polityki pieniężnej?

W makroekonomii ważne są nie tylko wskaźniki i dane, ważne są również nastroje. Porównajmy naszą sytuację z sytuacją np. Czech, które mają inflację nieco niższą niż nasza (1,5 proc. r./r.), inne wskaźniki porównywalne z naszymi, a stopy procentowe wyraźnie niższe od naszych (2,5 proc.). Jednocześnie nie ma tam nastroju oczekiwania na zmianę stóp. W Polsce na początku roku spodziewano się stabilnych stóp procentowych. Zmiana nastąpiła w ostatnim okresie. Pytanie, jakie to znajdzie odzwierciedlenie w oczekiwaniach inflacyjnych.

Co Pan uważa za najważniejsze z punktu widzenia podejmowania decyzji o stopach procentowych?

Szczególnie należy zwracać uwagę na to, czy nasz obecny wzrost gospodarczy odbiega od wzrostu potencjalnego. Wzrost potencjału jest szacowany w okolicach 5 proc., ale to bardziej opiera się na przekonaniach niż twardych liczbach. W NBP podjęty został wysiłek analityczny, aby z większą precyzją określić poziom potencjału wzrostu gospodarki. Jeśli rzeczywisty wzrost gospodarczy przekracza 6 proc., a w I kwartale może być przecież wyższy niż 6 proc., to uzasadniona jest groźba przekroczenia poziomu wzrostu potencjalnego.

Druga kwestia to presja płacowa. O ile przez ostatnie miesiące, łącznie z lutym, obserwujemy jej spadek, to nie możemy lekceważyć oczekiwań, kreowanych m.in. przez media, żeby wzrost płac następował. Oczywiście, cały czas mamy do czynienia z dużym wzrostem wydajności. Ma on miejsce już od kilku lat. Jest jednak pytanie o relację wzrostu produktywności do wzrostu płac.

Czy Państwo oceniacie, że wzrost płac może być wyższy niż wydajność?

Na to pytanie nie ma jednoznacznej odpowiedzi. W ocenie zmian wzrostu płac trzeba pójść, z analizą głębiej. Przykładowo czy wzrost presji płacowej dotyczy firm eksportujących, czy produkujących na rynek krajowy. Od tego zależy siła presji inflacyjnej w kraju. To tylko jeden z przykładów. Na tego typu pytania szukamy odpowiedzi, by móc precyzyjnie określić ich wpływ na inflację.

Czyli w tej chwili rada ma za mało informacji, by podjąć decyzję o zmianie stóp?

Chcę powiedzieć tylko, że tego typu decyzje są niezwykle trudne, podejmowane zawsze w warunkach niepewności. Często musimy się opierać na opiniach ekspertów, a nie na twardych liczbach. Nie mówiłem natomiast, że mamy za mało danych.

W komunikacie po marcowym posiedzeniu RPP znalazło się stwierdzenie, że zaostrzenie polityki pieniężnej może nastąpić w najbliższym czasie. I rynek spodziewa się w tym roku dwóch podwyżek stóp. Czy uważa Pan, że te oczekiwania są uzasadnione?

Nie zajmuję się prognozowaniem, ile będzie podwyżek czy w jakiej skali. Ostatni komunikat stanowił wyraz troski całej rady o poziom inflacji w Polsce. Pozwolę sobie na obrazowe porównanie - jesteśmy jak lekarz, który badając pacjenta, stara się wyczuć właściwy moment, kiedy zaapliorganizm może nadmiernie osłabić, jeśli za późno - lekarstwo może okazać się nieskuteczne albo dawać gorsze efekty.

Jakie jeszcze dane są dla Pana ważne?

Oprócz tego, o czym już mówiłem - kwestii potencjalnego PKB i wzrostu wydajności oraz płac - trzeba brać pod uwagę ewentualne szoki, np. nieoczekiwane zmiany cen ropy czy cen żywności. Będziemy analizować wszystkie elementy, które będą potrzebne, by podjąć właściwą decyzję.

Czy, Pana zdaniem, Rada powinna reagować na szoki podażowe?

Myślę, że szoki należy brać pod uwagę, natomiast skala reakcji na nie powinna być wyważona i zgodna z oceną sytuacji makroekonomicznej. Analizując bieżący rok, nasuwa się pytanie: czy warunki, jakie panowały zimą, będą sprzyjały dobrej sytuacji w rolnictwie, czy nie? Analitycy są bardzo ostrożni. Mówią, że najbardziej prawdopodobne jest to, że w porównaniu z ubiegłym rokiem będziemy mieli poprawę, ale trzeba zaczekać na to, jaka będzie pogoda w kwietniu. Inna sprawa - pogorszenie sytuacji na Bliskim Wschodzie. To będzie miało znaczenie globalne, wpłynie na wszystkie gospodarki. My się musimy zastanowić, co z tym zrobić. Odpowiedź nie jest jednoznaczna, bo trzeba to połączyć z innymi czynnikami, mającymi wpływ na poziom inflacji. Na przykład kurs walutowy - od dłuższego czasu jest on bardzo stabilny.

Czy można powiedzieć, że kurs odpowiada fundamentom gospodarki?

Wielu ekspertów mówi, że złoty jest niedowartościowany. Jest mi bliższy pogląd tych, którzy uważają, że bardziej prawdopodobna jest aprecjacja niż deprecjacja kursu, ale pamiętajmy, że o sile złotego w Polsce decyduje rynek. Wiadomo, że aprecjacja jest znakomitą zaporą dla rozwoju inflacji. My jednak w swoich analizach do kwestii kursu podchodzimy bardzo ostrożnie. Zakładamy, że jego wpływ na inflację może nie być pozytywny. Robimy to po to, by prognozy były "po bezpiecznej stronie".

Czy, Pana zdaniem, możliwe jest podnoszenie stóp procentowych wtedy, gdy bieżąca inflacja jest poniżej celu RPP albo gdy spada? Chodzi o to, jak taką decyzję wyjaśnić odbiorcom decyzji Rady, zwykłemu Kowalskiemu?

Cel inflacyjny wynosi 2,5 proc. Powinniśmy być w pobliżu celu i trzeba go traktować symetrycznie. Reakcje Rady powinny się odnosić właśnie do tego. Ważne jest prawdopodobieństwo utrzymania się inflacji w pobliżu celu w określonej perspektywie czasowej oraz żeby inflacja była na stabilnym poziomie.

Cel na poziomie 2,5 proc. jest właściwy?

Ten cel obowiązuje od 2004 roku. Jest on zbliżony do tego, jaki obowiązuje w strefie euro.

Czy w "minutes" będą informacje o wynikach głosowań w Radzie?

Jestem przekonany, że szybkie podawanie wyników głosowania pozwala na bardziej powszechny dostęp do informacji. Na razie pewnym ograniczeniem jest ustawa o NBP, zgodnie z którą wyniki głosowań są publikowane w Monitorze Sądowym i Gospodarczym najwcześniej sześć tygodni po posiedzeniu Rady. Moim zdaniem, gdy będziemy się przyglądać ustawie o NBP, która właśnie obchodzi dziesięciolecie, to powinna to być jedna z kwestii, które można uwzględnić w czasie zmian. W obecnym stanie prawnym będę zabiegał o to, by "minutes" w jak najbardziej przejrzysty i otwarty sposób prezentowały proces i odzwierciedlały klimat podejmowania decyzji przez RPP. Taka informacja pozwoli analitykom lepiej orientować się, co jest ważne dla Rady.

Czy nadal będą odbywać się konferencje prasowe po posiedzeniach RPP?

To jest kwestia pewnej praktyki. Doświadczenia banków centralnych w Europie i na świecie są różne. Konferencja ma sens wtedy, gdy jest na nią zapotrzebowanie. Będę dążył do tego, by zapewnić rynkowi jak najszerszy dostęp do informacji.

Czy Państwo zastanawiają się nad ustaleniem jednej godziny publikacji decyzji po posiedzeniu RPP?

Decyzja Rady powinna być, moim zdaniem, przekazana niezwłocznie po jej podjęciu. Nie możemy jednoznacznie określić, o jakiej godzinie tę decyzję podejmiemy. Często przecież wiąże się to z poważnymi, długimi dyskusjami. Gdyby określić, że to zawsze ma być np. godzina 15.00, to stwarzałoby to problemy. Decyzja podjęta na przykład o 11.00 musiałaby gdzieś "przeleżeć", a w tym czasie obowiązują uciążliwe zaostrzone procedury bezpieczeństwa.

Deklarował Pan, że Pana celem jest rozbudowanie działalności analitycznej NBP. W jaki sposób to się będzie odbywało?

Do przedstawienia konkretnej koncepcji zarządowi będę gotowy - ostrożnie powiem - jeszcze w tym roku. Chciałbym np. bardziej włączyć w sieć analityczną oddziały okręgowe NBP. Chciałbym, żeby mogły one w tym uczestniczyć bardziej systematycznie. To umożliwiłoby współpracę z ważnymi regionalnymi ośrodkami akademickimi. Jest to teraz nieco utrudnione. Oceniam, że efektem mogłoby być poważne wzmocnienie naszych badań analitycznych.

Dawniej zwykle było tak, że nadzór nad pionami analitycznymi NBP sprawował wiceprezes banku. Pana poprzednik - Leszek Balcerowicz - zmienił to stosunkowo niedawno. Czy planuje Pan powrócić do starej zasady, czy będzie Pan osobiście nadzorował analizy?

Nowa zasada obowiązuje już od pewnego czasu, więc sformułowanie "zwykle" jest nie do końca uprawnione. Tak, zamierzam zachować nadzór nad tym obszarem. Mam ambicję, by nasza działalność analityczna odgrywała poważną rolę w Europejskim Systemie Banków Centralnych.

W trakcie Pana "przesłuchania" przed objęciem funkcji w sejmowej Komisji Finansów Publicznych pojawiło się pytanie o możliwość zwiększenia efektywności zarządzania rezerwami dewizowymi. Jak Pan się na to zapatruje?

Ważna jest nie tylko sama efektywność, ale i zdolność do przewidywania przyszłych zdarzeń, umiejętność pomiaru ryzyka, skłonność do jego ponoszenia. Narodowy Bank Polski nie jest i nie ma być funduszem inwestycyjnym. Niemniej w tym zakresie nawet w Europie mamy przykłady - w Szwajcarii czy Norwegii - banków wyróżniających się pod tym względem. W tej chwili jest prowadzony z udziałem najlepszych polskich matematyków z Uniwersytetu Warszawskiego projekt, który ma nam pomóc podjąć decyzję, czy i na ile jesteśmy gotowi usprawnić zarządzanie rezerwami.

Na czym to usprawnienie miałoby polegać? Kiedy można spodziewać się decyzji w tej sprawie?

To pytanie jest przedwczesne. Jesteśmy w fazie analiz i dyskusji. Dotyczyłoby to przede wszystkim koszyka walut tworzących rezerwy i sposobu ich alokacji. To jest kwestia poziomu podejmowanego ryzyka. Z drugiej strony, nasza waluta - już o tym mówiłem- może raczej zyskiwać na wartości. Z tym się wiążą określone konsekwencje dla NBP. Naturalnym efektem aprecjacji kursu jest spadek wyniku finansowego banku. Są banki centralne, że wspomnę Czechy, które odnotowują ujemny wynik finansowy. Trzeba uświadomić społeczeństwu, że potencjalny ujemny wynik NBP nie będzie spowodowany błędami w zarządzaniu, ale dobrymi i pozytywnymi procesami zachodzącymi w naszej gospodarce. Wówczas nabiera znaczenia efektywność gospodarowania rezerwami walutowymi.

Czy już w tym roku jest możliwy ujemny wynik NBP?

Na wynik finansowy NBP wpływa wiele czynników niezależnych od banku centralnego, np.: zagraniczne stopy procentowe. O wyniku dowiemy się na początku przyszłego roku.

Niedawno pojawił się sondaż, z którego wynikało, że w Polsce jest więcej przeciwników niż zwolenników euro. Jak Pan myśli - dlaczego?

Nie tylko w Polsce, ale w całej Europie takie nastroje narastają. Dotyczy to szczególnie Włoch, ale również np. Francji. Trudno powiedzieć, skąd to się bierze, bo przecież w gospodarce tak wiele się nie zmienia.

To, na ile jest to korzystne dla Polski postaram się pokazać w raporcie, który zostanie przygotowany w NBP.

Pan zapowiadał stworzenie dużej analizy na temat korzyści i kosztów naszego wejścia do strefy euro. Czy ona już powstaje?

Za kilka tygodni chciałbym powiedzieć, jak to będzie zrobione. Na pewno w NBP powstanie zespół, który w oparciu o nasze modele makroekonomiczne będzie analizował, Zwracam uwagę, że będzie chodziło o to, kiedy, a nie czy w ogóle, bo decyzja polityczna w sprawie wejścia do strefy euro została już podjęta w momencie podpisywania traktatu akcesyjnego. Z drugiej strony chcę, żeby analiza nie skupiała się tylko w NBP. Musi być dobra współpraca z Ministerstwem Finansów. Będę chciał zaangażować w te prace zainteresowane podmioty. To ma być proces interaktywny.

Ile czasu ta analiza zajmie?

Jeśli uda się rozpocząć w kwietniu, to, jak wskazują doświadczenia innych krajów, będziemy potrzebować mniej więcej roku. Na pewno musimy zdążyć przed spełnieniem kryteriów z Maastricht. Pani premier Gilowska zapowiadała, że jeśli utrzyma się wysoki wzrost, to może to nastąpić w 2008-2009 r. Ja skłaniałbym się bardziej ku 2009.

W przeszłości działał wspólny zespół Ministerstwa Finansów i NBP zajmujący się strategią wejścia do euro. Czy on nadal funkcjonuje?

Co najmniej od półtora roku zespół nie funkcjonuje. Natomiast współpraca z Ministerstwem Finansów jest niezbędna w tym procesie. Ministerstwo będzie wypracowywało decyzję dla rządu, który określi, jak to się będzie odbywać.

Czy Państwo szacują optymalny kurs, z jakim powinniśmy wejść do strefy euro?

Nigdy nie ujawnialiśmy takich informacji. Bardzo istotne będą dla nas doświadczenia innych krajów, które są w ERMII albo już go przeszły. Z drugiej strony, wnioski z oceny rozwoju sytuacji tych krajów po przyjęciu euro powinny być dla nas ważnym elementem do analiz.

Czy Pan myśli, że jeszcze za Pana kadencji w NBP Polska przyjmie euro?

Najwcześniejszy możliwy termin, zgodny z obecnie funkcjonującymi regułami, to 2012 r. Użyłem zwrotu "obecnymi regułami", ponieważ bardzo krytycznie odnoszę się do mechanizmu ERMII. Ale również w tym zakresie decyzja została już podjęta.

Chciałby Pan, żeby to się stało za Pana kadencji?

Do kwestii euro nie podchodzę w sposób dogmatyczny. Ja chciałbym, żebyśmy taką decyzję podjęli wtedy, kiedy będzie to najbardziej korzystne dla naszej gospodarki. A czy to ma być rok 2012 czy 2112, na to pytanie powinni odpowiedzieć eksperci.

Jak Pan ocenia dotychczasowe działanie nadzoru bankowego? Myślę raczej o części "wykonawczej", czyli o Generalnym Inspektoracie Nadzoru Bankowego.

GINB większość swoich obowiązków wypełnia na rzecz Komisji Nadzoru Bankowego, a od pewnego czasu znaczenie NBP w KNB zostało umniejszone. Więc jest mi trudno formułować tego typu oceny. Niewątpliwie GINB jest instytucją o ogromnym zasobie doświadczeń.

Czy widzi Pan jakieś zagrożenia dla procesu włączenia, począwszy od 2008 roku, nadzoru bankowego do skonsolidowanego nadzoru nad rynkiem finansowym, czyli do Komisji Nadzoru Finansowego?

Przygotowuję raport dla premiera, który sprawuje nadzór nad nadzorem finansowym, w którym będą wskazane wszelkie aspekty tej sprawy. Na te pytania będę się starał odpowiadać. Teraz konkretnej odpowiedzi wolałbym uniknąć.

Czy Pan rozmawiał z premier Gilowską o zmianach personalnych w GINB?

Rozmawiałem na temat funkcjonowania systemu nadzoru finansowego w Polsce. Tematu konkretnych personaliów z panią premier nie poruszałem.

Jaka jest Pana opinia na temat objęcia SKOK-ów skonsolidowanym nadzorem?

Uważam, że powinny być objęte państwowym nadzorem. To jednak nie będzie moja decyzja. Nie są to banki, więc w nadzorze trzeba uwzględniać fakt ich odmienności.

Gdy pełnił Pan obowiązki prezesa PKO BP, przeprowadził Pan tam lustrację menedżerów. Czy podobnie będzie w NBP?

Jeśli chodzi o PKO BP, to uważam, że pracodawca ma prawo zadawać takie pytania. Nie byłem jedynym pracodawcą, który je zadawał. Obecnie jesteśmy pod rygorem nowej ustawy, którą należy realizować.

Dziękuję za rozmowę.

fot. Andrzej Cynka

Gospodarka
Piotr Bielski, Santander BM: Mocny złoty przybliża nas do obniżek stóp
Gospodarka
Donald Tusk o umowie z Mercosurem: Sprzeciwiamy się. UE reaguje
Gospodarka
Embarga i sankcje w osiąganiu celów politycznych
Gospodarka
Polska-Austria: Biało-Czerwoni grają o pierwsze punkty na Euro 2024
Gospodarka
Duże obroty na GPW podczas gwałtownych spadków dowodzą dojrzałości rynku
Gospodarka
Sztuczna inteligencja nie ma dziś potencjału rewolucyjnego