Interesujące jest też zestawienie liczby zebranych zapisów w ofertach publicznych z wielkością transz przeznaczonych dla indywidualnych inwestorów. Im więcej inwestorów przypadających na tę samą wartość oferty, tym większe zainteresowanie nią. Okazuje się, że na akcje o wartości 1 mln zł najwięcej inwestorów przypadało w DM BOŚ, DM Polonia Net, a także w DM Capital Partners i DM Ipopema. Te dwa ostatnie przeprowadziły jednak tylko po jednej ofercie w analizowanym okresie. We wszystkich tych przypadkach liczba inwestorów na akcje o wartości 1 mln zł oferowane w transzy detalicznej przekroczyła 300. W przypadku ING Securities oraz Penetratora (przeprowadził tylko jedną ofertę w analizowanym okresie) było to po mniej niż 50 osób.
Takie relatywne spojrzenie w lepszy sposób pokazuje, które biura przyciągają największą liczbę drobnych inwestorów. Gdy pod uwagę bierzemy bezwzględne cyfry, to wtedy w dużym stopniu zainteresowanie ofertą jest wypadkową wartości sprzedawanych akcji. W takim przypadku lepiej natomiast widać zasobność inwestorów uczestniczących w poszczególnych ofertach.
Im mniejsza liczba inwestorów przypadająca na akcje o wartości 1 mln zł, tym większa przecież wartość pojedynczego zapisu złożonego przez inwestora. Pod tym względem zdecydowanie wyróżnia się IDMSA. Przeciętnie na inwestora przypada zapis o wartości 422 tys. zł. W przypadku znajdujących się na drugim biegunie DM Penetrator i Polonia Net jest to odpowiednio jedynie 52 tys. zł i 66 tys. zł. Te dysproporcje mogą wynikać nie tylko z zamożności osób uczestniczących w ofertach realizowanych przez te biura, ale również ze skali wykorzystywania kredytów.Jest dobrze, ale zawsze może być lepiej
Maria Dobrowolska, prezes Izby Domów Maklerskich
Blisko 2300 osób uczestniczących przeciętnie w każdej z ostatnich ponad 40 ofert pierwotnych to bardzo dobry wynik. Musimy pamiętać, że inwestycje na rynku kapitałowym nie cieszą się u nas taką popularnością, jak w rozwiniętych krajach. Jesteśmy dopiero na drodze ku temu, by lokowanie części oszczędności w sposób pośredni lub bezpośredni na giełdzie było naturalne dla przeciętnego Polaka. Nie oznacza to jednak, że liczba osób uczestniczących w zapisach nie mogłaby być większa. Zawsze może być lepiej. Tu stykamy się z problemem edukacji ekonomicznej społeczeństwa. W tym zakresie środowisko robi wiele, ale też bardzo dużo jeszcze jest do zrobienia.
Te 2300 osób może wydawać się niewielką liczbą w porównaniu z liczbą aktywnych rachunków inwestycyjnych, których w minionym roku było blisko 230 tysięcy. Pamiętajmy jednak, że nie wiemy, czy i w jakim stopniu osoby w poszczególnych ofertach się powtarzają - w rzeczywistości aktywnych inwestorów na rynku pierwotnym może być więc więcej, niż wynika z suchych cyfr. Nie zmienia to faktu, że w przypadku najbardziej atrakcyjnych ofert publicznych, co do których prawdopodobieństwo udanej inwestycji jest wysokie, powinniśmy dbać o to, by dostęp inwestorów indywidualnych był jak największy, by przeznaczano dla nich jak największą pulę akcji. Trzeba oczywiście przy tym brać pod uwagę interes emitenta, ale również warto pamiętać, że pierwsze pozytywne doświadczenia inwestorów są najlepszą zachętą do zainteresowania się rynkiem giełdowym. To w dłuższej perspektywie jest korzystne również dla emitentów. Im więcej inwestorów, tym niższy koszt pozyskiwania kapitału.
W inwestorach indywidualnych jest potencjał
Beata Jarosz, wiceprezes GPW
Jesteśmy bardzo zadowoleni z liczby osób uczestniczących w ofertach na rynku pierwotnym. Biorąc pod uwagę niezbyt duże rozmiary emisji przeprowadzanych w ostatnich kilkunastu miesiącach, jest to wynik tym bardziej zasługujący na uwagę. Popularności rynkowi pierwotnemu przysparzają spore zyski, jakie można uzyskać podczas debiutu spółek. Wysokie redukcje zapisów wskazują na to, że emisje mogą być większe. Bez problemów znajdą się nabywcy. Równocześnie przypuszczam, że jednocześnie z uruchomieniem w połowie tego roku rynku dla mniejszych spółek zainteresowanie inwestorów rozłoży się bardziej równomiernie. Część z nich zapewne zaakceptuje wyższe ryzyko i będzie uczestniczyć w zapisach na akcje takich firm.
Nie ustajemy przy tym w działaniach, by jeszcze bardziej zwiększyć zainteresowanie ofertami pierwotnymi. Prospekty emisyjne można znaleźć na naszych stronach internetowych, razem ze Stowarzyszeniem Inwestorów Indywidualnych organizujemy IPO Day - konferencje dające szansę inwestorom na spotkania z zarządami spółek zmierzających na giełdę. W ciągu roku odbywamy kilka road shows (prezentacji - red.) po świecie, szczególnie przed emisjami pierwotnymi. Od wielu lat prowadzimy w całej Polsce kursy szkoły giełdowej, przybliżając inwestorom i potencjalnym inwestorom zasady funkcjonowania giełdy. Trudno ocenić, jak duży jest potencjał indywidualnych inwestorów przy zapisach na akcje w ofertach publicznych. Ich zainteresowanie jest uzależnione od bardzo wielu czynników. Nie ma jednak wątpliwości, że ten potencjał jest, a spółki nie mają problemów ze znalezie- niem chętnych do kupna ich akcji.
Duże redukcje odstraszają inwestorów
Radosław Olszewski,
prezes DM BOŚ
Patrząc na liczbę klientów składających zapisy w ofertach, należy ocenić ją jako stosunkowo niewielką. Niemniej jednak, biorąc pod uwagę, że wartość wielu emisji akcji jest mała (do 50 mln zł), liczba zapisujących gwarantuje nie tylko powodzenie emisji, ale też w wielu przypadkach prowadzi do bardzo dużych redukcji zapisów. Spodziewana bardzo wysoka skala redukcji powoduje, że część inwestorów rezygnuje całkowicie z udziału w ofercie, nie chcąc bezowocnie zamrażać swojego kapitału na kilka dni czy ponosić kosztów kredytowania, które przy dużych redukcjach mogą się nie zwrócić. Analizując liczbę zapisów klientów w transzach otwartych, zwraca uwagę bardzo duże zróżnicowanie, jeśli chodzi o najpopularniejsze oferty (ponad 10 tys. zapisów) i te cieszące się najmniejszym wzięciem (ponad 100). Na popularność oferty wpływają głównie dwie grupy czynników. Pierwsza to jakość oferty, wielkość spółki, szeroko rozpoznawalna i uznana marka emitenta (np. Ruch, Dom Development). Druga zaś to dostępność oferty dla inwestorów. Widać, że nawet spółki o mniejszych rozmiarach (np. Źurawie, Unima 2000) potrafią zainteresować akcjami kilka tysięcy inwestorów. W tych emisjach biura oferujące akcje zdecydowały się na prowadzenie sprzedaży za pośrednictwem giełdy, zapraszając tym samym do współpracy wszystkie biura maklerskie. Oceniam, że w sytuacji pogorszenia rynku i większych ofert ten sposób dystrybucji będzie częściej stosowany.
Biura maklerskie starają się przyczynić do zwiększenia popularności rynku pierwotnego. Pracownicy naszego biura mogą dokonać w imieniu klienta zapisu w ofercie pierwotnej (u każdego brokera).
To marny wynik
Krzysztof Jedlak, "Parkiet"
Jestem trochę zdumiony opiniami, że liczba inwestorów indywidualnych - nawiasem mówiąc, zawyżona z powodu takich ofert, jak sprzedaż akcji Ruchu - biorących udział w IPO jest wysoka lub satysfakcjonująca. Oczywiście, pośrednie inwestycje giełdowe, w tym na rynku pierwotnym, zyskują bardzo na popularności. Polacy obowiązkowo oszczędzają w OFE, coraz chętniej też - całkiem dobrowolnie - w funduszach inwestycyjnych. Ale jakoś nie chce mi się wierzyć, że w 40-milionowym kraju, przy rozpędzonej gospodarce, wielkich zyskach giełdowych w ostatnich kilku latach (tak na rynku pierwotnym, jak i wtórnym), czyli w czasie najprawdziwszej, działającej na wyobraźnię hossy, dwa tysiące inwestorów uczestniczących w ofercie to dobry wynik.
Gdyby mowa była o dwustu tysiącach - to co innego. Bo albo mamy 200 tys. naprawdę aktywnych inwestorów i mamy dobrze rozwijający się rynek z prawdziwego zdarzenia - albo raczej mamy tylko rozgrzany ryneczek.
Osobiście wolałbym rynek z prawdziwego zdarzenia - nie tylko w czasie spektakularnej hossy. Dodatkowo oczywiście 2 mln osób może inwestować na GPW za pośrednictwem funduszy inwestycyjnych, zaś 20 mln - za pośrednictwem OFE. Jesteśmy nawet dość blisko tych wyników. To pokazuje przy okazji, ile jest jeszcze w kwestii rynku pierwotnego i inwestycji bezpośrednich do zrobienia. Warto zakasać rękawy, kiedy moment jest odpowiedni. Lepszy może się długo nie zdarzyć.
Ryzykowne życzenie pobicia rekordu
Krzysztof Stępień, "Parkiet"
Rekord liczby zapisów w ofercie publicznej, ustanowiony w trakcie prywatyzacji Banku Śląskiego w 1994 r., jest jednym z ostatnich, którego do dziś nie udało się pobić. Inny rekord to również liczba pojawiających się nowych firm na parkiecie. Do poziomu z 1998 roku w dalszym ciągu sporo brakuje. O ile nie mam wątpliwości, że warto życzyć naszej giełdzie jak największej liczby nowych firm, o tyle nie jestem pewien, czy korzystne byłoby pobicie pierwszego ze wspomnianych rekordów. Powinniśmy dążyć do tego, by zwiększać popularność giełdy w społeczeństwie. Ten proces stopniowo postępuje.
Równocześnie jednak nie można zapominać, że inwestycje giełdowe nie są dla wszystkich. Gdy interesuje się nimi skrajnie duża liczba osób, na własną rękę podejmujących ryzyko ulokowania na parkiecie oszczędności, jest to zazwyczaj niepokojący sygnał. Jeśli w takiej sytuacji koniunktura na rynku odwraca się - decyzje rozczarowanych nowych inwestorów długo odbijają się na kondycji giełdy.
Inna sprawa, że przez kilkanaście lat Polacy zmienili swoje
przyzwyczajenia dotyczące lokowania oszczędności. Miejsce indywidualnych inwestycji coraz
częściej zastępują produkty
instytucji finansowych.
W efekcie zapewne już znacznie więcej osób niż w 1994 r. bierze udział w zapisach na rynku pierwotnym - za pośrednictwem OFE czy funduszy inwestycyjnych.
Ty