W czwartek nieco ostygły nastroje na warszawskim parkiecie. Mimo że małe spółki wciąż rozgrzewały wyobraźnię inwestorów, to fajerwerków w postaci gwałtownych wzrostów nie było tyle co w poprzednich dniach. Na części akcji, będących przedmiotem wzmożonej spekulacji w poprzednich dniach, dało się też zauważyć realizację zysków. Tak silna spekulacja, z jaką mieliśmy w ostatnich dniach do czynienia, zawsze skłania do zastanowienia i nad kondycja rynku, i nad powodami, dla których inwestorzy biorą udział w takiej ruletce. Przecież nie jest tak, że od kilku miesięcy trudno jest zarobić na rynku i w naturalny sposób tworzy się potrzeba kreowania nowych celów inwestycyjnych. Równocześnie długie okresy dobrej koniunktury ośmielają wielu inwestorów i podejmują oni coraz bardziej ryzykowne decyzje, by trwanie hossy wykorzystać w jak największym stopniu. Można też przypuszczać, że więcej biorących udział w tak zmasowanej spekulacji traci na tym niż zyskuje. Gdy obroty wynoszą po kilkadziesiąt milionów złotych trudno mówić, że jest to jedynie zabawa małych inwestorów i margines życia giełdowego. Czwartek przyniósł silne osłabienie dolara na świecie. Wyprzedaż amerykańskiej waluty trudno inaczej odczytywać jako wyraz obaw o kondycję tamtejszej gospodarki. Ciekawe jednak, że nie podzielają ich inwestorzy z rynku akcji, którzy zignorowali w ostatnich dniach kolejną porcję słabych informacji makroekonomicznych. Można przypuszczać, że któryś z tych rynków myli się. Czy słabsza postawa dolara jest zapowiedzią powrotu słabszej koniunktury na giełdy? Oczekiwania związane z piątkowym raportem z rynku pracy w USA są dość wysokie. Analitycy prognozują utworzenie w marcu 135 tys. nowych miejsc pracy wobec 97 tys. w lutym. Te dane będą odbierane tym razem nie tylko przez pryzmat szans na obniżki stóp (mniej nowych miejsc pracy to słabsza gospodarka i mniejsza presja inflacyjna), ale również jako czynnik warunkujący perspektywy rynku nieruchomości. Osłabienie na rynku pracy mogłoby stwarzać dodatkowe trudności dla spłacających kredyty. Z mniejszą chęcią Amerykanie kupowaliby też domy, co stwarzałoby presję na ich ceny.