Od ponad dwóch tygodni jesteśmy świadkami stabilizacji na amerykańskich giełdach. Z jednej strony, nęcąco dla części inwestorów może wyglądać perspektywa ataku na lutowy szczyt, z drugiej - głębokość zniżki z przełomu lutego i marca w porównaniu ze skalą wcześniejszego wzrostu nie pozwala liczyć na szybkie ustanowienie nowego szczytu hossy. Tym bardziej że giełdy w USA wchodzą w okres wzmożonej niepewności co do tego, jakie były osiągnięcia spółek w trzech pierwszych miesiącach tego roku. Po zakończeniu wtorkowych notowań wyniki podała pierwsza firma z indeksu DJIA
- Alcoa.
Rezultaty wypracowane w tym okresie mają dać odpowiedź na pytanie nie tylko, czy warto kupować albo trzymać akcje po obecnych cenach, ale przede wszystkim inwestorzy liczą na to, że pozwolą rozeznać się w tym, jak duże ślady zostawia na kondycji przedsiębiorstw załamanie na rynku nieruchomości. Równocześnie wyniki I kwartału powinny dać wskazówki co do szans na spełnienie się przewidywań mówiących, że po zdecydowanym zwolnieniu tempa wzrostu zysków w pierwszej połowie roku, w drugiej jego części nastąpi istotne przyspieszenie.
Nie wydaje się więc, aby w najbliższych dniach inwestorzy zdecydowali się mocniej wywindować S&P 500 w górę. Gdyby jednak doszło do próby przełamania lutowej górki, byłby to raczej wyraz nadmiernego optymizmu, niż racjonalizmu. Taka zwiększałaby wrażliwość amerykańskiej giełdy na złe wiadomości.
Wyjście dziennego MACD ponad poziom równowagi jest sygnałem oddalającym zagrożenie powrotem zniżek. Równocześnie jednak trzeba pamiętać o obecnym wciąż sygnale sprzedaży na tygodniowym MACD, który właśnie nie pozwala myśleć o nowych szczytach hossy. Sytuacja jest tym ciekawsza, że dzienny MACD rośnie z poziomu, przy którym kończyły się spadkowe korekty w ostatnich trzech latach. Jednak szybkie pokonanie lutowej górki prowadziłoby do powstania na tygodniowym MACD negatywnej dywergencji, czyli silnego sygnału zapowiadającego zmianę trendu na malejący.