Mimo że nie są to już dziesiątki miliardów euro, lecz złotych, tort do podziału jest i tak bardzo kuszący. Tu jednak ujawnia się kolejny problem: właściwe zagospodarowanie pieniędzy, szczególnie tych przeznaczonych na duże projekty. Słabość rozdzielania publicznych środków obnażył przetarg na modernizację i rozbudowę oczyszczalni ścieków Czajka w Warszawie. To największa z planowanych inwestycji w segmencie ochrony środowiska, jaką Unia zgodziła się dofinansować już w grudniu 2005 r. UE gotowa jest wyłożyć prawie ćwierć miliarda euro, aby projekt zakończyć w 2010 roku. Przetarg został już jednak dwukrotnie unieważniony. Za pierwszym razem - bo nikt nie złożył oferty (firmy narzekały na skomplikowaną specyfikację przetargową). Za drugim - bo zaproponowana przez oferentów cena była nie do zaakceptowania przez inwestora. Oferty opiewały na ok. 0,8 mld euro i dwukrotnie przekraczały budżet na całą inwestycję (nie tylko część objętą przetargiem). Inwestor nie uwzględnił bowiem m.in. tego, że przerzucając na startujące konsorcja znaczną część ryzyka związanego z realizacją projektu (m.in. uzyskanie niezbźdnych pozwoleń), oferenci musieli to odpowiednio wycenić.
Duże tylko dla największych
Przetarg na rozbudowę Czajki pozwala wyciągnąć jeszcze kilka wniosków, które obrazują polską branżę budownictwa ochrony środowiska. O zlecenie ubiegały się tylko dwa konsorcja. Nie pojawiły się żadne tuzy z zagranicy, które najwyraźniej nie potrafią jeszcze "poruszać się" na tym raczkującym rynku. Nie oznacza to, że polskim firmom będzie łatwo sięgnąć po wielomilionowe zlecenia. Powód? Brak referencji. Skoro dotychczas niewiele się u nas budowało, trudno było je zdobyć. Nawet giganci polskiego rynku budowlanego - Budimex Dromex i PBG - woleli połączyć siły i wystartować razem. Warbud, który stanął na czele drugiego konsorcjum, podparł się natomiast partnerami z Danii, Francji i Niemiec. Można się zatem spodziewać, że największe ekologiczne kontrakty rozdzielą między siebie tylko największe grupy budowlane działające w Polsce. Nie powinno też zabraknąć zadań dla mniejszych firm, które mogą występować jako podwykonawcy lub startować w mniejszych przetargach. Problemem może być nie najlepsza kondycja dużej części takich firm. Dekoniunktura w branży znacznie osłabiła wiele przedsiębiorstw. Szansą dla nich może być mariaż z silnym partnerem. Na takim związku zyskają obie strony. Nabywca zdobywa referencje, know-how oraz kadrę inżynierską i wykonawczą. Przejmowany natomiast zyskuje odpowiednie wsparcie finansowe i gwarancyjne.
Zmiany w czołówce
Z tego też względu w ostatnich miesiącach można obserwować spore roszady kapitałowe na rynku budownictwa wodno-lądowego. Na numer jeden wyrasta grupa PBG - w swoim portfelu zgromadziła już trzy Hydrobudowy (docelowo zamierza je połączyć), których łączne obroty mogą w tym roku znacznie przekroczyć 1 mld zł.
PBG zaczęło konsolidować branżę już przed kilkoma laty. Pierwsza do wielkopolskiej grupy dołączyła Hydrobudowa Włocławek. W 2004 roku, gdy PBG wchodziło na giełdę, była jednak balastem (była jedną z wielu firm z sektora, które znajdowały się na skraju bankructwa), więc przed debiutem została sprzedana. Wkrótce jednak wróciła do grupy PBG, a teraz może pochwalić się już portfelem zleceń sięgającym 0,5 mld zł. Następna była giełdowa Hydrobudowa Śląsk - firma zarządzana przez inżynierów o wysokim poziomie wiedzy technicznej, jednak mało kompetentnych z zakresu zarządzania finansami oraz wyceny kontraktów. Znacznie większa Hydrobudowa 9 z Poznania - najmłodszy nabytek PBG - również borykała się z problemami finansowymi, głównie z powodu kontraktów zawartych 2-3 lata temu, denominowanymi w euro (kalkulowanymi przy znacznie wyższym kursie waluty). Jako że spółka nie stosowała transakcji zabezpieczających przed ryzykiem wahań kursowych (nie było jej na to stać), umowy te stały się nierentowne. W obliczu braku płynności właściciele spółki zaczęli szukać inwestora strategicznego.