Czwartkowe notowania wpisały się w schemat obserwowany od dłuższego czasu. Z jednej strony, obserwowaliśmy stopniowe wytracanie tempa przez zwyżkę, co choćby znajdowało odbicie w ukształtowaniu się świec o niewielkich korpusach. Z drugiej strony, nasz rynek pozostawał w ewidentny sposób uzależniony od kondycji zagranicznych rynków. Czy wczorajszy dzień coś w tym schemacie zmienia? Wydaje się, że niewiele. Spadek był zbyt mały, by można było mówić o wprowadzeniu zaniepokojenia wśród posiadaczy akcji. Do tego towarzyszyły mu skromne obroty, a na dodatek objął zasięgiem jedynie grono największych firm, podczas gdy mniejsze trzymały się całkiem mocno. Na świecie zniżka skupiła się głównie na rynkach azjatyckich, zwiększyła się też awersja do ryzyka, co przełożyło się na gorsze postrzeganie emerging markets. Co jednak ciekawe, w niewielkim stopniu zareagowały giełdy amerykańskie, większy niepokój nie pomógł też dolarowi, a co więcej, spadły też ceny obligacji w USA. Można byłoby oczekiwać, że mniejsza skłonność do ryzyka raczej wzmocni aktywa w USA. Taka sytuacja wskazuje na rosnącą obawę inwestorów przed dalszym zwiększaniem się kosztów pieniądza na świecie.
Jakie to może mieć konsekwencje? Po pierwsze powinna utrzymać się słabość rynków wschodzących względem rozwiniętych. Po drugie, z czasem może dojść do poprawy postrzegania dolara, któremu w poprzednich tygodniach szkodziły obawy o stan gospodarki. Po trzecie, może pojawić się presja na ceny surowców, jeśli umocni się przekonanie o konieczności radykalniejszych działań zmierzających do ostudzenia chińskiej gospodarki. Po czwarte, inwestorzy mogą zacząć przewartościowywać spojrzenie na kwestię odporności globalnej gospodarki na amerykańskie spowolnienie. Sprawa przestanie być aktualna, bo pojawia się zagrożenie, że inne czynniki globalną gospodarkę schłodzą.
Jednocześnie musimy pamiętać, że inwestorzy nauczeni poprzednimi wydarzeniami, kiedy obawy okazywały się krótkotrwałe, a giełdy szybko wracały do hossy, zapewne nie będą skłonni szybko poddać się pesymizmowi. To zresztą widzieliśmy wczoraj w USA.