Wczorajsze notowania na Wall Street rozpoczęły się od spadków. Takie zachowanie wiązane było z obawami o ewentualną podwyżkź stóp procentowych w Chinach, co przełożyło się na wyprzedaż akcji w Azji i nieco mniejsze spadki w Europie. Szybki wzrost gospodarczy i rosnąca inflacja w Chinach w sposób naturalny wywołały wczoraj obawy o możliwość zaostrzenia polityki monetarnej. To miałoby zapobiec przegrzaniu tamtejszej gospodarki. Inwestorzy mogą się słusznie obawiać, że w sytuacji gdy dotychczas podejmowane środki mające schłodzić koniunkturę (m.in. trzy podwyżki stóp), nie działają, to chińskie władze mogą zintensyfikować swe działania. Do czego to może prowadzić, można było się przekonać na przełomie lutego i marca br. Wówczas, po zapowiedzi aktywnej walki z przestępstwami kapitałowymi, doszło do minikrachu. Indeksu Shanghai Composite spadł w jeden dzień o 8,8 proc., wywołując mniejszą lub większą wyprzedaż niemal na wszystkich światowych rynkach akcji.

Obawy o podwyżki stóp procentowych w Chinach nie można lekceważyć, jednak obserwując, z jaką wybiórczością w ostatnich dniach traktowane są na Wall Street wszelkie impulsy pochodzące ze sfery makroekonomicznej czy też ze spółek (wybierane są te dobre i ignorowane złe), można z pewnym prawdopodobieństwem przyjąć, że do czasu aż nie napłyną naprawdę silne sygnały do sprzedaży akcji, przecenę trudno sobie wyobrazić. Tak trudno jak to, co mogłoby teraz doprowadzić do załamania na Wall Street. Tym samym słaby czwartkowy początek notowań raczej należy wiązać z realizacją zysków, po tym jak dzień wcześniej Dow Jones wspiął się do najwyższego poziomu w historii, a S&P 500 był najwyżej od września 2000 r., niż zaniepokojeniem sytuacją w Państwie Środka.

Aktualna sytuacja techniczna na wykresach indeksów DJIA, S&P 500 i Nasdaq Composite, każe oczekiwać korekty wzrostów z poprzednich dni. Jednak tylko w tym ostatnim przypadku, obecnie prawdopodobieństwo tego, że korekta ta przerodzi się w silny impuls podażowy, jest duże.