Z informacji "Parkietu" wynika, że część pracowników Próchnika grozi rozpoczęciem strajku. Chcą do niego przystąpić przede wszystkim szwaczki (stanowią około połowy blisko 300-osobowej załogi). Domagają się podwyżki wynagrodzeń.
Zarząd producenta garniturów i odzieży wierzchniej jest przekonany, że dogada się z załogą i w ten sposób zażegna konflikt. Dzisiaj ma dojść do spotkania kierownictwa firmy z przedstawicielami pracowników. - Jesteśmy gotowi do podwyższenia wynagrodzeń. Prawdopodobnie podpiszemy ugodę - mówi Mikołaj Habit, wiceprezes Próchnika. Jego zdaniem wyższe koszty pracy nie powinny jednak pogorszyć wyniku finansowego firmy. - Dodatkowo chcemy zmodyfikować cały system wynagrodzeń. To doprowadzi do poprawy efektywności pracy i zrównoważy większe koszty - tłumaczy M. Habit.
Wstępnie zarząd łódzkiej spółki zgadza się na podniesienie płac o około 20 proc. Związkowcy domagają się podwyżki na poziomie 40 proc. - Spodziewam się, że obie strony pójdą na ustępstwa - mówi Małgorzata Krakowiak, przewodnicząca NSZZ Pracowników Próchnika. Teraz osoby zatrudnione na produkcji zarabiają około 1 tys. zł netto.
Wiceprezes giełdowej spółki przyznaje, że na rynku pracy jest coraz trudniej o wykwalifikowany personel. Szczególnie chodzi właśnie o szwaczki. Doświadczone osoby coraz częściej wyjeżdżają za granicę, a nie ma nowych chętnych do pracy w tym zawodzie. Zdaniem M. Habita, prowadzi to do coraz silniejszej presji na podwyżki wynagrodzeń, bo firmy niemal "biją się" o takich pracowników.
Blisko połowy odzieży sprzedawanej pod własną marką firma wytwarza w swoich zakładach. Pozostałą część zleca podwykonawcom. W I kwartale 2007 r. sprzedaż w salonach firmowych przyniosła spółce ok. 5 mln zł obrotów. Dodatkowo szycie na zlecenie firmy Boss zapewnia 10 proc. przychodów.