Ministerstwo Gospodarki stara się blokować budowę rosyjsko-niemieckiego gazociągu północnego na Bałtyku. - Jeżeli budujące go konsorcjum Nord Stream nie zmieni jego biegu, będzie musiało stosować się do polskich norm budowlanych i ekologicznych - powiedział wczoraj Piotr Woźniak, szef resortu gospodarki.
Z analiz przeprowadzonych przez MG wynika, że planowany gazociąg (łączy on rosyjski Wyborg z niemieckim Greifswaldem) przebiega przez polską wyłączną strefę ekonomiczną. Chodzi w rzeczywistości o strefę sporną między Danią a Polską. Sprawa jej własności pozostaje nierozstrzygnięta od 30 lat, a na tym obszarze morskim obowiązują przepisy obu krajów.
O planach budowy gazociągu północnego Polska została oficjalnie poinformowana w listopadzie 2006 r. Dlaczego zatem dopiero teraz resort stwierdza, że rura ma przecinać naszą morską strefę ekonomiczną? Jak twierdzi minister P. Woźniak, dokumentacja przekazana przez Nord Stream to materiał ogólnikowy, niekompletny i niestarannie wykonany. Okazało się, że na szkicach załączonych do tych materiałów granica polskiej specjalnej strefy ekonomicznej jest inna niż na powszechnie dostępnych polskich mapach.
Pod koniec marca ministerstwo wysłało swoje zastrzeżenia do Nord Streamu. W połowie kwietnia dostało odpowiedź. Z podziękowaniami. - Do tej pory byliśmy przekonani, że opisana przez nas trasa nie przecina polskiej wyłącznej strefy ekonomicznej - napisał Matthias Warnig, dyrektor zarządzający konsorcjum. Obiecał on, że Nord Stream przeprowadzi analizy w tej sprawie i niezwłocznie prześle je Polsce.
Czego w tej sytuacji domaga się resort gospodarki? Lista oczekiwań jest długa, ale rozpoczyna ją żądanie przedstawienia trzech alternatywnych tras planowanego gazociągu wraz ze szczegółowymi analizami jego przebiegu i z tzw. opcją zero, czyli zaniechania inwestycji.